środa, 16 lipca 2014

ROZDZIAŁ 35

Są takie osoby, które w nas już dawno zwątpiły, ale są też tacy, którzy wierzą w nas... nawet wtedy kiedy sami w siebie zwątpiliśmy już dawno.

- Jesteś moją ostatnią nadzieją, nikogo innego nie posłucha. 
Dziewczyna zamknęła oczy. Nie mogła patrzeć w te ciepłe brązowe tęczówki chłopaka, które były wypełnione nadzieją. Jak mogła by mu odmówić? Brody sam do niej przyszedł i poprosił, aby porozmawiała z jego bratem. Próbowała mu wyjaśnić, że nic z tego nie będzie. Nie będzie chciał z nią rozmawiać. W końcu zerwali ze sobą. Rozeszli się. Rozstali. To był koniec ich - my. Teraz jest on i ona. Nie oni. Ale jak to u Brewerów bywa, są strasznie uparci i nie odpuszczają dopóki nie dostaną tego co chcą. Wymyślił sobie teorię, że tylko ona ma jako taki na niego wpływ i żeby się postarała z nim porozmawiać.
- Kim, proszę cię. Nie jest dobrze, musisz mu pomóc. Mnie nie posłucha... ciebie to co innego. - dziewczyna otworzyła oczy na dźwięk jego głosu. Zależało mu na tym, bo zależało mu na bracie.
- Ale... ale Brody my się rozstaliśmy. Dlaczego chciałby rozmawiać ze swoją byłą dziewczyną? I dlaczego ja chciałabym jeszcze z nim rozmawiać? - powiedziała słabym głosem
- Może dlatego, że wam na sobie zależy... albo zależało. Nie wiem jak to było z waszym zerwaniem, ale z dnia na dzień taka miłość się nie wypala. Kim, ty nie byłaś przy nim, gdy wracał do domu. Dawno nie widziałem kogoś tak szczęśliwego. A teraz... teraz nawet nie chce ze mną rozmawiać.
- Dlaczego? - przetarła zmęczone oczy, ale po chwili uśmiechnęła się słabo, pocieszająco. Wiedziała, że nie powinna naciskać na to co dzieje się u nich w rodzinie. - Dobrze, nie obiecuję niczego. Nie sądzę, że w ogóle będzie chciał mnie widzieć, ale zrobię to. Spróbuję z nim porozmawiać.
Chłopak w przypływie szczęścia przytulił mocno dziewczynę.
- Jesteś najlepsza. - wyszeptał w blond włosy dziewczyny po czym ją puścił. Nie widzieli tylko, że to zdarzeniu obserwuje brązowowłosy chłopak, którego serce przepełnia dziwne i irytujące uczucie. Tak, Jack Brewer jest cholernie zazdrosny o dziewczynę - o której powinien już dawno zapomnieć.

* * *

Jak to zrobić? Podejść i zapytać - co tam? Jak tam życie? To absurd. Zaczęła obgryzać paznokieć ze zdenerwowania. Jak mówiła, że może to zrobić wiedziała, że nie będzie łatwo, ale nie mogła odmówić. Trudno jest powiedzieć nie. I to jeszcze osobie, która pokłada w tobie swoje wszystkie nadzieje. 
Siedziała już od dobrej pół godziny. Miała nadzieję, że złapie go od razu po zajęciach. Ale tak się nie stało. Przynajmniej dobrze, że trening został odwołany. Jedyna myśl, która teraz wydawała jej się pocieszająca. Chłopaka w dalszym ciągu nie ma. Najbardziej prawdopodobne jest to, że został po zajęciach. Ciekawe jaką tym razem karę zastosowali nauczyciele. Pewnie to co zwykle - siedzenie w klasie do ustalonej godziny. Ze znużenia dziewczyna westchnęła cicho. Pochyliła głowę i oparła ją o dłonie. Siedziała na szkolnej ławce, która w większej części została  pokryta inicjałami i obrazkami uczniów. Pamiętała, że o jakieś pięć czy też dziesięć centymetrów od miejsca gdzie teraz znajduje się jej dłoń naskrobane jest serduszko, a w nim litery - K.K.J.B. Kilka centymetrów dalej inicjały G. i J. oraz M. i J. Przynajmniej im się ułożyło. 

- Przypomnij mi czemu nie jesteśmy na spektaklu? - zapytała się drobna blondynka ubrana w piękną zwiewną sukienką.
Chłopak westchnął i podrapał się po szyi.
- Występ jest nudny, aktorzy beznadziejni, scenariusz przerysowany, widownia irytująca, siedzenia nie wygodne.
- Ależ masz wymagania. - zaśmiała się dziewczyna i przybliżyła do niego.
- Ty spełniasz wszystkie. Jesteś idealna. - powiedział i wziął zdezorientowaną dziewczynę na ręce i zaczęli się kręcić. Podobno nikt nie jest idealny, ale może dla niego właśnie taka była - idealna. Wbrew wszystkim, wbrew całemu światu.



Przez to wspomnienie zaszkliły jej się oczy. Przymknęła je szybko, żeby pozbyć się zdradzieckim łzom. Raz, dwa, trzy, cztery... Już spokojna uchyliła powieki i zobaczyła ciemną kurtkę chłopaka, z którym przyszła porozmawiać. Wstała szybko z ławki i pobiegła za Jack'iem.
- Hej! - krzyknęła będąc niedaleko - Jack! - krzyknęła drugi raz widząc, że chłopak nie reaguje.
Zirytowana pociągnęła go lekko za brzeg kurtki.
- Co?! - chłopak odwrócił się tak szybko, że dziewczyna zderzyła się z nim i gdyby nie silne ramiona chłopaka dawno by leżała na zimnym chodniku.
- Dz-dzięki. - wyjąkała zmieszana. - Mógłbyś mnie już puścić? - zapytała się, choć tak naprawdę miała ochotę zabić siebie za te słowa. Chciała zawsze być w tych ramionach.
- Chciałaś coś ode mnie? - zapytał się delikatnie odstawiając ją na ziemię
- Nie... to znaczy tak, ale nie. Znaczy tak...
Jack uniósł pytająco prawą brew z lekkim uśmiechem na ustach.
Dobra... uspokój się Kim. Wszystko w porządku. Spokojnie! Jak mam być spokojna w takiej sytuacji! - krzyczała na siebie w myślach.
- Chciałam... chciałam ci powiedzieć, że możesz na mnie liczyć.
- To wszystko? - zapytał się niewzruszony
- Tak.. to znaczy nie! Widzę, że coś cię męczy, ale nie tylko ja. Wiesz, że Brody się o ciebie martwi?
Chłopak prychnął cicho.
- On? Myślałem, że martwi się o to, że ma konkurencję.
- Coo? - zapytała się nic nie rozumiejąc.
- Wiesz... z jednej strony Brody, a z drugiej Drake. - powiedział niewinnym tonem.
- O co ci chodzi?!
- Nie... o nic. Absolutnie o nic.
- Co ci się stało? - powiedziała zbliżając się do niego powoli.
- Życie mi się stało.
- Zmieniłeś się. Nie obchodzą cię inni...
- Bo nikt nie obchodził się mną!
- Ja zawsze się o ciebie martwiłam! Powiedz przynajmniej jak mogę ci pomóc?
Jack roześmiał się gorzko, stracił panowanie nad słowami, które z niego ulatywały.
- Umiesz cofać się w czasie, żeby powstrzymać swoich kochanych rodziców przed zdradą i rozwodem? - Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Chłopak uśmiechnął się. Sztucznie. Smutnie. - Widzisz, problem w tym, że nikt nie może mi pomóc. - Odkręcił się szybko na pięcie i odszedł zakładając kaptur.

                                           

Dzisiaj dopiero odebrałam laptop i zabrałam się za dokończenia rozdziału :)
Do zobaczenie niedługo :)
Nadrabiam rozdziały :>



sobota, 21 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 34

Bywają takie chwile, że nasze problemy po prostu nas przerastają. Z każdym dniem rosną w siłę, a my słabniemy. Czy damy radę walczyć do końca? A może się poddamy? Czy w ogóle mamy siłę, by dalej walczyć?

Siedział samotnie w ciemnym pomieszczeniu. To go przerastało! Wszystko stawało się zbyt... ciężkie. Głowa mu pękała, a ciało wydawało się nie należeć do niego. Krzyki dochodziły ze wszystkich stron. Były wszędzie i odbijały się jak echo. Z każdej strony atakowały coraz to nowe. Niczym sępy, które atakowały ofiarę dopóki ona się nie podda. Zakrył dłońmi głowę i przymknął mocno powieki. Miał nadzieję, że to się skończy. Krzyki dobiegały z dołu. Kiedyś było podobnie. Kłótnie, które były na porządku dziennym. Ustało kiedy ojciec przeniósł się do innego kraju w ramach kontraktu, który zawarł. Tłumaczył się tym, że chce zapewnić przyzwoite warunki swojej rodzinie. Czy to była prawda? Jack od razu wzruszył ramionami. Nie myśl o tym. Myśli tylko pogarszają sprawę. Nakazał sobie od razu.

Myśli, krzyki - nie ustępowały. Wręcz przeciwnie. Zwiększały swoją siłę z każdą sekundą.

- Jest pełnoletni! - bronił się ojciec.
Krzyczeli na cały dom, tak, że spokojnie usłyszał każde słowo. Przemknęła mu nawet myśl co sąsiedzi pomyślą o wrzaskach. O drobnej blondynce, która pewnie leży na łóżku i czyta spokojnie książkę. Czy usłyszy? Czy wie co się dzieje? Czy widzi co się z nim dzieje? Może lepiej byłoby gdyby nie wiedziała. Czasami nie świadomość mniej boli od prawdy.
- Ma tylko siedemnaście lat!
- Niedługo osiemnaście. - oznajmił mężczyzn
- On jest dopiero dzieckiem! - krzyknęła mama chłopaka - Co ty z nim robisz?! Pozwalasz mu pić alkohol! Jesteś w ogóle poważny?! - irytacja przerodziła się w złość - Co ty sobie wyobrażasz?! Co? Przyjeżdżasz i się kłócisz, a na Jack'a sprowadzasz problemy. - bezsilność pobrzmiewała w każdym słowie, a gorycz przepełniały piękne błękitne oczy kobiety.
- Chciałby ci przypomnieć kto tu jest winny wszystkim problemom.
Zabrał ręce z głowy i odchylił się do tyłu. Odetchnął głęboko. Nie otwierał oczu. Nie chciał. Wsłuchując się w krótką ciszę zapominał powoli. Nie ma ochoty przetwarzać jeszcze raz tego wszystkiego. Z dołu dobiegał coraz głośniejszy szloch. Po co to utrudnia? Nie może od razu ich zostawić? Odejść? Dlaczego jeszcze tego nie zrobiła? Czy nie wystarczająco ich zraniła? Otworzył oczy. Zakołysało mu się delikatnie w głowie. Przetarł zmęczony dłońmi twarz. To się niedługo skończy. Matka odejdzie, ojciec jak to ojciec - pojedzie i będzie żył w swoim świecie imprez. Zostaliby z bratem sami. Szkoda tylko, że po dwóch różnych stronach. Brody uważał winę ojca, a Jack matki. A kogo to była wina? Niedługo sami stwierdzicie po jakiej jesteście stronie. Jak na dzisiejszą chwilę nic nie jest przejrzyste niczym szkło.

* * *

- To był zły pomysł - powiedziała dziewczyna po długim namyśle.
Koleżanka odwróciła do niej głowę i spojrzała zdziwiona znad czasopisma.
- Jess o czym ty mówisz? - zapytała się 
- O tym, że niepotrzebnie pisałaś te wiadomości.
Alice przyjrzała się dziewczynie dłuższą chwilę, jakby próbowała zrozumieć o co jej chodzi.
- Dlaczego miałabym nie pisać?
- Ponieważ teraz Drake nie interesuje się mną, tylko nią. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Myślałam, że ci przeszło. - wyznała dziewczyna głupim wzrokiem wpatrując się w gazetę z najnowszymi modowymi trendami.
- Źle myślałaś. W ogóle ty myślisz?! - powiedziała nie panując już nad sobą.
- Mogłabyś mnie nie wyzywać? - zapytała się obrażonym tonem głosu. - Dobrze postąpiłam, bo Jack nie jest już z tą blondyną. - uśmiech triumfu sam wkradł się na jej usta
- Nie jest. Ale chciałam ci przypomnieć, że z tobą też nie jest.
- Skończ, dobra? To tylko kwestia czasu. Nie tak jak z tobą i Drake'm. 
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona ze złości.
- Nie wtrącaj się! Rozumiesz? Przejrzyj na oczy, Jack ma cię gdzieś, a ty łudzisz na gromadę dzieci i wielki dom z basem - prychnęła wyobrażając sobie taką irracjonalną scenerię. Samo myślenie o tym zdawało się nieprawdopodobne, a co dopiero mówienie o tym! To przechodziło wszelkie granice. 
- A co jeśli na to liczę? - zapytała wściekła tym, że Jessica nie wspiera jej
- To znaczy, że prawdopodobnie padło ci na mózg.
Dziewczyna wyprowadzona z równowagi zamknęła gazetę i wyszła szybkim krokiem z pokoju. Nie miała zamiaru dalej słuchać tych sceptycznych scenariuszy. Choć w pewnym stopniu ta rozmowa zasiała w niej wątpliwości. Wiedziała, że nie będzie z nim. Że on jej nie chce, nie kocha. To po co to robiła? Dlaczego robiła sobie nadzieję? Nie mogła po prostu odpuścić? Tak byłoby łatwiej dla każdego. Ale nic nie można już cofnąć. Trzeba z tym żyć i koniec. Tak samo jak z tym, że to ona życzyła im od początku zerwania. Ona próbowała zniszczyć wszystko to co ich łączyło. Począwszy od imprezy gdzie wysłała fałszywe zaproszenie dziewczynie informujące o kostiumie, który tak naprawdę nie obowiązywał. Ale to nic nie dało. Byli coraz bliżsi sobie. Aż w końcu nie widzieli po za sobą świata. Czemu się nie cieszy, że nie są już razem? Może dlatego, że Jack nie jest teraz z nią. Co gorzej - on jej nienawidzi! Wolała już szczęśliwego uśmiechniętego chłopaka niż tego co jest teraz, który wszystko ukrywa w sobie. Egoizm i potrzeba własnego szczęścia przysłoniło jej wszystko inne. 

* * *

Oparła głowę o tors chłopaka i nasłuchiwała bicia jego serca. Oddech miał miarowy i jednostajny. Spał. Spojrzała w jego ciemne oczy, które tym razem były przysłonięte pod powiekami. Uśmiechnęła się na ten widok. Był pogrążony w sennych marzeniach. Gdzieś przemknęła jej myśl, że może śni mu się... ona. Zarumieniona na tą myśl i po chwili zganiła samą siebie. Myśli biegały jej zbyt swobodnie. Pomyśleć, że niedawno się pokłócili, a już do siebie wrócili. Widać długo nie mogli wytrzymać bez siebie. Cieszyła się, że znowu jest między nimi w najlepszym porządku. Trudno było jej żyć z myślą, że są pokłóceni. Gdy tylko zadzwonił i poprosił o spotkanie od razu się zgodziła. Przeprosiła przyjaciółkę, która swoją drogą sama ją namawiała na spotkanie z nim i poszła. Chłopak naprawdę się postarał, przygotował kolacje. Porozmawiali sobie szczerze i oboje siebie przeprosili. Zrozumieli, że będąc ze sobą są szczęśliwi, a przecież o to w życiu chodzi: żeby być szczęśliwym.

Po chwili jednak przeszła ją nieprzyjemna myśl od której dostała gęsiej skórki. Jeżeli oni przez krótką rozłąkę cierpieli, to jak muszą czuć się ich przyjaciele. Może gdyby nie byli tak uparci to by do siebie wrócili. Ale nie jest ślepa. Widzi jak bardzo się od siebie oddalają, ta wspaniała i wyjątkowa więź, która ich łączyła przepadła. Może przepadła to za silne słowa, ale z całą pewnością jest znacznie słabsza, a czas nie działa tu na ich korzyść.

Od nadmiaru myśli, które zaczynały robić się coraz cięższe, powieki jakby same jej się zamykały. Ostatnią myślą, jaka przeszła jej tego dnia przez głowę to:
Może los i przeznaczenie, które ich połączyło złączy ich ponownie. 

                                                      

Pamięta mnie ktoś jeszcze? :)



czwartek, 15 maja 2014

ROZDZIAŁ 33

Brak weny spowodował, iż musiałam jej szukać w piosenkach.
Czekam na książki, mam nadzieję, że niedługo przyjdą.
Niezgodna/Zbuntowana/Wierna przybywajcie! :)


Dziewczyna zszokowana siedziała na zielonej trawie w promieniach słońca. Obok niej siedział zamyślony blondyn. Spoglądał na nią dość niepewnym wzrokiem.
- Naprawdę się przyjaźnili? - Zapytała się w dalszym ciągu zszokowana.
- Tak. - powiedział ostrożnie - byli, jakby tu powiedzieć... wspólnikami.
- Wspólnikami? Czego?
Chłopak spuścił wzrok. Spoglądał teraz w stronę zielonych drzew. Wspomnienia bolą. Czemu musi jeszcze raz to odtwarzać? 
- Kim... - powiedział spoglądając na nią po kilku dobrych chwilach.
-  Nie, Drake powiedz mi. Proszę. - nic nie odpowiedział. Jak jej miał to powiedzieć? - Proszę cię. Powiedz mi, muszę wiedzieć co się dzieje.
- Dobrze, ale powiem ci tylko to co dotyczy mnie i mojego brata. Resztę musi ci wyjaśnić, któryś z Brewerów. Nie są to moje sprawy, więc się do nich nie wtrącam.
Spojrzała na niego, a promienie słońca odbiły się w jej oczach. Wiedział, że mógł jej to powiedzieć. Byli przyjaciółmi. Może coś więcej? Nie wiedział tak samo jak ona co czuł. 
- Mój brat - powiedział te dwa słowa z wielkim trudem i wysiłkiem - jest w więzieniu. - dziewczyna pokiwała powoli głową, tak Jack w szatni o tym wspominał. - Wpadł za posiadanie narkotyków. Dostał wyrok na trzy lata. - dziewczyna słuchała go uważnie ze zdziwieniem i zszokowaniem wymalowanym na jej twarzy - Siedzi już połowę, zostało drugie tyle. 
- Ale skąd wie o tym Jack? - zapytała się po chwili.
- Jack? Och on zna tą historię doskonale - prychnął chłopak - W końcu jego ojciec wpakował w to wszystko Michaela. 
- Michael?
- Mój brat. - wyjaśnił szybko chłopak
- Jak to wpakował?
- Normalnie. On go w to wszystko wciągnął. Narkotyki, bójki, problemy z prawem. Wszystko to jego zasługa.
Dziewczyna słuchała tego wszystkiego z nie dowierzaniem. Ten Brewer? Co prawda go nie znała, słyszała od braci, że jest strasznie wymagający ale to? To przechodziło wszelkie granice. Dlaczego wciągnął w to brata Drake?
- Ale czemu? Dlaczego?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Może mu się nudziło, albo brakowało towarzystwa? Tego nie wiem, ale wiem, że przez to wszystko Michael gnije w więzieniu, a on baluje w dalszym ciągu. Wolny. - powiedział przez zęby.

* * *

Dziewczyna siedziała samotnie w swoim pokoju. Zastanawiała się nad tym wszystkim. Brat Drake jest w więzieniu, przez ojca bliźniaków. Jak to możliwe, że nigdy nie o tym nie słyszała? Przecież Jack był, nawet choć nie chce się do tego przyznać sama przed sobą, ale jest ważny. Ciągle gdzieś tkwi w niej potrzeba jego pocałunków, bliskości. 

Usłyszała dzwonek do drzwi. Machinalnie spojrzała na zegarek. Dwudziesta piętnaście. kto tak późno przychodzi w odwiedziny. Zmarszczyła brwi i wsłuchała się w dźwięki dobiegające z dołu. 
- Jest Kim? 
- Tak, na górze.
- Dziękuję.
Ten ktoś właśnie wchodził do niej po schodach. Słyszała szuranie butów. Po chwili drzwi się otworzyły i wstała w nich Grace.
- Grace! - spojrzała na nią uśmiechnięta.
- Cześć. - powiedziała smętnie.
- Co się dzieje? - podbiegła szybko do przyjaciółki i przytuliła się mocno.
- Pokłóciłam się z Jerrym. - powiedziała cichutko przytulona do blondynki.
- Czemu? - zdziwiona dziewczyna spojrzała na nią odsuwając się lekko, żeby się lepiej jej przyjrzeć.
Grace westchnęła i usiadła na łóżku. Kim postąpiła podobnie.
- Co się stało?
- On jest nieznośny! - poskarżyła się dziewczyna.
- Dlaczego? - zapytała się z delikatnym uśmiechem rozświetlającym jej zmartwioną twarz.
- On...ugh... jest nie do wytrzymania! Myśli, że pozjadał wszystkie rozumy! Wiesz co mi powiedział?! Żebym nie wtrącała się w nie swoje sprawy, ale sprawy moich przyjaciół są w pewnym stopniu i moje!
- Ale o czym ty... Grace! Co ty chciałaś zrobić?
Brunetka spojrzała na nią niewinnie.
- Pomóc...
- Grace... - jęknęła dziewczyna.
- Ale wy jesteście dla siebie stworzeni! Musicie sobie to wszystko wytłumaczyć! 
- Grace ja naprawdę nie wiem, czy powinnam do tego wracać. Jest to w pewnym sensie rozdział zamknięty.
- Ale Kim! Musicie do siebie wrócić.
- Nie wiem. Nic nie wiem. Na teraźniejszy moment to powinnaś pogodzić się z Jerrym!
Brunetka kolejny raz westchnęła ciężko. Przez moment panowała cisza, która została przerwana przez dzwoniący telefon. Grace spojrzała na ekran zaskoczona i lekko przerażona.
- Co teraz?! - krzyknęła.
- Kto dzwoni? - zapytała się blondynka niespokojnie.
- Jerry, ale nie wiem czy ode...
- Odbierz szybko! - teraz to Kim krzyknęła głośno.
Brunetka niepewnie z wahaniem wcisnęła zieloną słuchawkę.

* * *

- JAK TO WRACASZ?! - krzyczała na cały dom kobieta.
- Po prostu - wracam. - rzekł ktoś spokojnym opanowanym głosem po drugiej stronie słuchawki.
- Dopiero teraz? Gdzie byłeś przez wszystkie te lata?! 
- Zarabiałem.
- Zarabiałeś? Pracowałeś? - kobieta zaczęła się śmiać gorzko - Kogo chcesz oszukać? Po co wracasz?
- A co? Nie cieszysz się? - warknął rozmówca wytrącony delikatnie z równowagi.
- Kiedyś może i tak, ale już nie.
- Świetnie. Pozdrów chłopców. - powiedział ktoś gorzko i się rozłączył.

Wraca. On wraca. Teraz kiedy jej życie powoli się układało. Znów chce wszystko zburzyć!



niedziela, 4 maja 2014

ROZDZIAŁ 32

Trening okazał się jednym z najcięższych. Z jednej strony dlatego, że trener specjalnie mordował dwójkę ''uciekinierów'' a z drugiej... Jack. Nie odzywał się prawie w ogóle ale za to jak nadrabiał morderczymi spojrzeniami! Te czekoladowe oczy nie patrzyły już z taką samą czułością i miłością jak wcześniej, teraz były inne. Tak nie podobne.

Jack, jak się okazało stał się jeszcze lepszym zawodnikiem niż wcześniej. A to było niemniej dziwne, gdyż przecież nie uczestniczył w treningach. Ten trening odbył ze straszną starannością, wszystkie zagrywki były starannie przemyślane. Jakby błąd kosztował go coś cennego. Natomiast Brody nie starał się w ogóle. Nic nie robił. Stał a jak ktoś podał mu piłkę szybko komuś odkopywał. Zarobił naganę od trenera ale tym również się nie przejął. Zawsze podobni niemal identyczni [z charakteru] bracia zmienili się nie do rozpoznania. Bliźniacy, którzy teraz jakby się rozdzielili. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że piłka leci wprost na nią. Niestety nie zdążyła umknąć czy też się schylić i uderzyła się w głowę. Syknęła cicho i pomasowała uderzone, przed chwilą miejsce.
- I dlatego laski nie nadają się na piłkarzy. - Usłyszała przepełniony jadem głos chłopaka. Odwróciła szybko głowę i od razu tego pożałowała. Była naprzeciwko Jack'a. Tylko malutka odległość ich dzieliła. Nosy prawie, że się stykały, a oczy obydwojga wpatrywały się w siebie intensywnie. Świat stanął. Nic się nie liczyło tak jak dawniej. Pochylili się nie świadomie ku sobie, lecz po chwili Jack szybko się cofnął. Jakby przypomniał sobie co robi. Chciał z nią być tak jak dawniej... Nie, nie chciał! Wszystkie są przecież takie same. Tylko spojrzeć na... Koniec. Przecież już miał o tym nie myśleć. Cofnął się o krok do tyłu, spojrzał w te złoto - brązowe tęczówki z żalem i nieukrywaną, czy też nie potrafiącą się ukryć tęsknota. To było ostatnie spojrzenie chłopaka, bo szybko odwrócił wzrok. Trzeba dać sobie z tym wszystkim spokój. Zapomnieć i po sprawie. Odwrócił się. Odszedł od niej. Może tęsknił skrycie ale przecież widzi do czego prowadzi miłość. Miłość się kończy. Zawsze. Zostaje ból, smutek, rozpacz. Zniechęcenie do każdej chwili dnia a noce nie przespane. Albo miłość po latach się wypala, zostaje sama monotonność i zmartwienia. Nie, miłość jest przereklamowana.

Odwrócił się i odszedł. Ona została i wpatrywała się jeszcze przez chwilę. Nie dała mu szansy na wyjaśnienia i powoli tego żałowała. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby mu wybaczyła. Zdradzałby ją ''dalej'' ze świadomością, że wszystko zostanie mu odpuszczone? Chyba nikt się już tego nie dowie.

 * * *
- Powinni do siebie wrócić. - Stwierdziła brunetka przytulona do chłopaka.
- Hę? - Zapytał się wyrwany z zamyśleń Jerry. Zwolnił się z połowy treningu, gdyż bolała go noga. Musiał się oszczędzać.
- Jack i Kim. Powinni do siebie wrócić. - Powiedziała pewnie z nieukrywaną iskierką żalu, że chłopak jej nie słuchał.
- Ach, tak. Masz rację.
- To co robimy? - Zapytała się wiercąc w dalszym ciągu temat.
- My? - Zapytał się zdziwiony marszcząc brwi.
- Tak, my. Jesteśmy ich przyjaciółmi i to nasz obowiązek im pomóc.
- No... nie wiem. Nie sądzę, że... chyba by nie chcieli żebyśmy się wtrącali. 
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Rozmawiałem z Jack'iem i odniosłem wrażenie, że wie co robi.
- Wie? Widzisz jak się zmienił? On nie wie co robi. Ostatnio widziałam go z jakąś wymalowaną blondyną...
- Ja widziałem go z szatynką. - Mruknął chłopak.
- No właśnie! - Krzyknęła dziewczyna triumfalnie. - Widzisz sam przecież, że zmienia dziewczyny co chwila a wcześniej tego nie robił. Więc... - Zaczęła Grace i usiadła wygodnie delikatnie odsuwając się od chłopaka, żeby widzieć jego twarz. - Mógłbyś pogadać z nim, w końcu jesteś jego przyjacielem i nie odsunie się od ciebie. Rzuciłbyś coś o tym, że Kim mogłaby mu wybaczyć... tylko oczywiście musiałby przeprosić ją i obiecać, że to się nie powtórzy. Przyznałby się do błędu...
- Jakiego błędu? Przecież on nic nie zrobił! - Stanął w obronie przyjaciela.
- Jerry, przecież Alice nie wymyślała by sobie tego wszystkiego od tak. 
- A czemu nie? Nie wiadomo co takim wariatkom chodzi po głowie. A po za tym Kim też trochę nie dała mu nic wyjaśnić. 
Dziewczyna odsunęła się od chłopaka i spojrzała na niego zdziwiona.
- Kim? A niby co ona zrobiła?!
- Właśnie, a Jack? 
- Zdradził ją! 
- W snach Alice może i tak!
- Jesteś nie do wytrzymania!
- Ja? To ty próbujesz uszczęśliwić wszystkich na siłę, oni może nie chcą być razem. Kim ma Drake, Jack też ma kogoś i jakoś specjalnie nie zauważyłem, żeby Jack coś wspominał o powrocie do Kim!
- Kim nie jest z Drakiem! To tylko jej przyjaciel a po za tym to Jack zawinił!
- Dlaczego jesteś taka nieobiektywna?!
- A ty niby jesteś? Bronisz Jack'a jak jakiś ochroniarz!
- To mój przyjaciel. - Powiedział już spokojnie chłopak. 
- A moją przyjaciółką jest Kim i będę ją bronić, więc raczej nie dojdziemy do porozumienia. - Powiedziała i wstała na nogi.
- Nie zapominaj, że Kim jest też moją przyjaciółką.
Dziewczyna już odchodziła i chłopak nie wiedział do końca czy usłyszała to co powiedział. Ale usłyszała. Miała już ochotę się cofnąć. Ale co to by dało? Jerry jasno się wyraził. Bronił Jack'a, a Grace [Grejs] broniła Kim. Mieli odmienne zdania. Przez rozstanie tej dwójki ich związek przechodzi kryzys. Może naprawdę lepiej nie wtrącać się do ich spraw?

* * *


- Co taka skwaszona mina? - Zagadnął Drake w szatni do Mik'a, czyli Kim. Pakowała właśnie ubrania do torby treningowej.
- Życie. - Powiedziała smętnie przypominając sobie scenkę odgrywającą się na boisku. Dopiero teraz stwierdziła, że potencjalny obserwator mógłby być ''trochę'' zdziwiony. W końcu za dużej bluzce, czapce na głowie, która ukrywała włosy i czasami również założonym kapturze wyglądała jak chłopak. Może nie aż tak bardzo jak chłopak. Ale ważniejsze było, że nie aż tak jak dziewczyna. 
- Skąd ja to znam.
- Przecież ty prawie zawsze jesteś uśmiechnięty. - Zauważyła.
- Prawie. 
Nie wiadomo kiedy, ktoś warknął za ich plecami.
- Moglibyście się przesunąć?! Romansujcie gdzie indziej. - Wszyscy zgromadzeni w szatni zaczęli się śmiać gromkim śmiechem. 
- Odwal się. - Rzucił Drake.
- Bo? - Jack uniósł brwi, a na ustach zawitał mu drwiący uśmieszek.
- Po prostu. Odwal się.
- A jeśli nie?
- Daruj sobie i spadaj.
- A co zrobisz? Postraszysz mnie braciszkiem? Hmm? Jak tam u niego? Już wyszedł z więzienia? 
- Lepiej martwiłbym się o swoją rodzinkę. - Warknął a Jack zatrzymał się, jakby rażony prądem. - Co Brewer, zaskoczony? Słyszałem co nieco. I wiesz co? Gdybyś nie był takim dupkiem, może nawet bym ci współczuł. 
Jack poddał się impulsowi i zamachnął się uderzając pięścią Drake'a. Ten nie został mu dłużny i oddał cios. Po chwili rzucili się na siebie. Milcząca przez ten czas Kim krzyknęła próbując ich rozdzielić. Chłopaki nie pozostawali sobie dłużni. Bójka trwała by jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie chłopaki z drużyny, którzy ich rozdzielili. Jack szybko się wyrwał i wytarł usta, gdzie leciała mu krew. Natomiast Drake nadal pozostawał w chwycie dwóch chłopaków, którzy powoli go uwalniali. Krew leciała mu z nosa, a policzek miał siny. Szybko zabrał torbę i rzucił wszystkim wściekłe spojrzenie. Otworzył drzwi i wyszedł. 

                                           

Bosz, przed wczoraj rozdział, wczoraj rozdział i dziś xD
Nie macie dość? xd
Jeju myślałam, że dzisiaj nie napiszę a jednak ^^
No to tak, wczorajsza osiemnastka udała się :>
Trochę promili było[nie piłam dużo, bez obaw :D] , tańce [wytańczyłam się, że hoho xd]
Wróciliśmy późno, ogólnie super :D
A teraz pędzę się uczuć niemieckiego :C :<
Nic nie umiem i zamiast się uczyć piszę rozdział xD
A zapomniałabym:
Zostaje z dwoma blogami, resztę usunęłam :))
Nicol Andzia dziękuję za chęci ale jednak nie dawałabym rady dodawać rozdziały aż na 3 blogach [nawet z pomocą] ale dziękuję ze chęci :)))


Rozdział z dedykacją dla [jak ja dawno nie dedykowałam rozdziału XD]:
- Iguśka Holt
- Idziocha
- Cleo M. Cullen
- Ana Howard
- Paciaa

Do napisania <3


sobota, 3 maja 2014

ROZDZIAŁ 31

Każdy człowiek zmienia się pod wpływem pewnych wniosków wysnutych w ciszy i w ciemności. Uświadamiamy sobie, że trzeba coś zmienić. Coś zacząć od nowa, coś skończyć. Nawet jak tego nie potrafimy skończyć, nie mamy sił wykrzyknąć tak upragnionego słowa ''NIE''. Stop. Dość. Koniec. Próbujemy zapomnieć ale czy z dobrym skutkiem? Nie sądzę.



 Zmiana była dość nagła. Zdziwił nie tylko siebie aż tak dużą przemianą ale i innych. Co prawda kiedyś też nie uchodził za najgrzeczniejszego ale prawda prawdą w porównaniu z teraźniejszym obliczem tamten chłopak wydał się grzeczny, poukładany. A teraz? Teraz olewał wszystkich, był obojętny. Ale brał z kogoś przykład. No i przejrzał na oczy, tak mu się przynajmniej wydawało. Zauważył coś co powinien zauważyć już dawno. Tak na dobrą sprawę zauważył kilka rzeczy. Po pierwsze ma powodzenie u dziewczyn, wcześniej też miał ale teraz to szaleją za nim. W końcu większość leci na ''bad boys''. Dlaczego tego nie zauważał? Ach tak. Miał Kim. Widział nawet ją ostatnio w towarzystwie... Drake. Nawet nie spojrzała na niego. Nie zauważyła go jakby był powietrzem. Tak bardzo zlewał się z tłumem? Poniekąd ta ''mała'' zmiana była też z jej przyczyny. W końcu on nic nie zawinił. Wrobili go a dziewczyna nawet nie wysłuchała go. Próbował wyjaśnić ale jego wyjaśnienia były niczym, nikt go nie słuchał. I tu także leżał problem. Ale ta zmiana dotyczyła jeszcze jednej osoby. Jego dłonie momentalnie zacisnęły się w pięście. Miał tego dość. Dość bezsilności. W końcu on rządzi swoim życiem. On. Nie inni. Nie los. Teraz żyje tak jak ma ochotę, chce coś zrobić? Robi to. Nie chce = nie robi. Nie ma, że musi czy wypada.

Z dala dobiegła go głośna muzyka. Zapach alkoholu, papierosów poczuł od razu, gdy wszedł do klubu. Kolorowe światła migotały w ciemności dając choć tyle jasności.
- Jack. - Dobiegł go krzyk któregoś chłopaka przy stolików dla vipów. Wysoki, umięśniony blondyn wskazał ruchem dłoni, żeby się do nich dołączył. Chłopak spojrzawszy kto go woła podszedł wolnym, spokojnym krokiem do barierki, przy której został zatrzymany. - Wpuść go! - Krzyknął ten sam chłopak. Ochroniarz z ociąganiem wpuścił bruneta.
- Przyłączaj się do nas. - Rzucił chłopak o ciemnych włosach i zielonych oczach. Na co reszta jego towarzyszy pokiwała twierdząco i chętnie głowami.

* * *

Impreza trwała w najlepsze. Alkohol, używki, jakieś obce klejące się laski mocno podpite. Wrócił do domu podwieziony przez obcego chłopaka. Kumpla tych samych kolesi z klubu. Ledwo trzymał się na nogach, chwiejącym się krokiem wyszedł z auta i rzucił krótkie:
- Nara.
- Dasz radę dojść? - Spytał się chłopak zajmujący miejsce kierowcy.
- Ja nie dam rady czegoś zrobić? - Spytał się nieprzytomnie z groźnym wyrazem na twarzy.
- Nie, nie, ja tylko się spytałem. W porządku. Do zobaczenia. - Powiedział szybko chłopak i ruszył z parkingu. Nie chciał z nim zadzierać, w końcu widział dzisiaj bójkę jego i jakiegoś chłopaka. Jack miał tylko podbite oko i poranione knykcie pięści. A tamten chłopak? Lepiej nie mówić. Nieźle go urządził. A poszło coś o jego rodzinę. Nikt tak naprawdę nie wiedział do końca o co chodzi. Nie, najlepszym wyjściem było z nim nie zadzierać, tym bardziej po takiej dawce alkoholu. Był jednak ciekaw co sprowadziło go do takiego stanu. Zerwanie z dziewczyną? Tego raczej był aż tak nie przeżywał, starałby się ją odzyskać a nie zmieniać się w bez uczuciowego dupka. Wszyscy byli ciekawi skąd ta zmiana. Nawet nie mieli pojęcia, że problem tkwi znacznie głębiej.

* * *
Następny dzień w szkole zapowiadał się... dziwnie. No bo w końcu będzie musiała mijać byłego chłopaka na szkolnych korytarzach. Mijać go ze świadomością, że nie są już razem. Że ich drogi rozeszły się w zupełnie różne strony. Widziała go ostatnio w towarzystwie jakieś dziewczyny. Nie Alice, jakieś innej. Strasznie się zmienił. To przez nią? Pytała się co chwila w myślach. Nie chciała by ktoś się zmienił na gorsze przez nią. Co prawda zranił ją ale w dalszym ciągu chciała dla niego szczęścia. Usiadła na ławce obok Grace. Przypomniała sobie, ostatnią ich rozmowę. Blondynka opowiedziała jej wszystko. Siedziały całą noc, dopóki nie zasnęły. Grace próbowała nakłonić dziewczynę do wysłuchania jego wyjaśnień. Ale Kim podjęła już decyzję. Widziała sama na oczy, to po co dodatkowo cierpieć? Od nowa wspominać tamten dzień. Nie, nie chciała tego. Bała się i stchórzyła. Wolała uniknąć dodatkowej dawki bólu.

Lekcja się zaczęła, dziewczyna rozejrzała się po klasie. Drake siedział dwie ławki dalej, rozmawiał zażarcie ze swoim kolegą z ławki. Jerry siedział sam, trochę pod denerwowany. A Brody siedział na końcu. Sam. Ostatnio zrobił się strasznie zamknięty w sobie, siedzi ciągle smutny i patrzy się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń. Kilka dziewczyn odrabiało szybko pracę domową, a raczej przepisywały z czyjegoś zeszytu. Kilku chłopaków wymieniało głośne uwagi na temat ostatniego meczu. Kilku wzorowych uczniów rozmawiało z nauczycielką o najbliższym teście. Brakuje Jack'a. Ciekawe gdzie się podziewa. Ostatnio coś niezbyt przejmuje się szkołą. W ogóle ostatnio zrobił się zamknięty w sobie i obojętny na innych. Czy to z jej winy, że nie dała mu wytłumaczyć? Nie, szybko zaprzeczyła, przecież o niej zapomniał już. Tylko dlaczego ona tego nie może zrobić?

* * *

- Jack, nie powinieneś być teraz w szkole? - Zapytała się niepewnie kobieta.
- Wyjdź. - Warknął chłopak.
- Nie traktuj mnie w ten sposób! Proszę cię!
- WYJDŹ!
Kobieta ze zrezygnowaniem i bezsilnością wyszła z pokoju syna ze łzami w oczach. On tego nie rozumie. Łzy zaczęły spływać po polikach. On nic nie rozumie!

Chłopak ubrał się szybko i wsiadł do samochodu. Miał już prawo jazdy, więc bez problemowo mógł kierować. Wszystkie są takie same. WSZYSTKIE. Wjechał do szkoły z piskiem opon i zaparkował w wolnym miejscu na szkolnym parkingu. Kilka zdziwionych spojrzeń skierowało się na niego, on tylko prychnął i wyjął telefon. Sprawdził godzinę. Już koniec lekcji. Ale jeszcze trening. Pójdzie. W końcu tam może odreagować a w końcu tego na razie potrzebował. 

- Kim, idziesz na trening? - Zapytała się Grace przyjaciółki.
- Taak. Mam nadzieję, że jeszcze mnie nie wyrzucili.
- Trochę opuściliście...
- Trochę? Trener prawie nerwicy dostał przez wasze nieobecności! - Powiedział Jerry, który został już we wszystko wtajemniczony. 
- Może odpuści... - Powiedziała z nadzieją.
- Trener? Odpuści? Wątpię.
- Nie będzie tak źle. - Uśmiechnęła się delikatnie.


- Jest bardzo źle! - Krzyknęła dziewczyna na boisku. 
- A nie mówiłem. - Powiedział spokojnie Jerry.
- Przymknij się. - Dała mu kuksańca w bok.
- Patrzcie! - Krzyknął trener tak aby zwrócić na siebie uwagę zawodników. - Jack i Mik nareszcie zaszczycili nas i przyszli na trening. Brawa. Brawa. - Zaczął powoli i spokojnie klaskać w dłonie. - A teraz z przykrością stwierdzam, że najbliższy mecz nie będzie z waszym udziałem.
- Wywala nas pan?! - Krzyknęła dziewczyna.
- Nie, jeszcze nie. Ale wszystko może się zdarzyć. Nie byliście na treningach, więc mam prawo sądzić iż mnie olaliście. A tutaj czegoś takiego nie toleruję. Gdybyście nie byli dobrzy, już dawno byśmy się pożegnali. Daje wam ostatnią szansę i radzę lepiej uczestniczyć w treningach regularnie. 
- Możemy zaczynać? - Warknął Jack rozdrażniony. 
- Już tak. - Odwarknął trener i rozporządził krótką rozgrzewkę.

- Co z tobą się dzieje stary? - Krzyknął chłopak, gdy siedzieli na murawie boiska i rozgrzewali się przed meczem.
- Ze mną? Jer, nie wygłupiaj się. 
- Tak, z tobą. Zmieniłeś się. I to bardzo. 
- Wydaje ci się.
- Nie sądzę. To przez sytuacje z Kim? - Nie czekając na odpowiedź przyjaciela szybko dodał. - Nie przejmuj się. Zobaczysz wszystko się wyjaśni a wtedy...
- Jer! Nie o to chodzi! Nie wtrącaj się, poradzę sobie sam, naprawdę.
Powiedział i odszedł szybko, gdyż rozgrzewka dobiegła końca. Nie chciał go w to mieszać. 


- Dobrze, poćwiczymy podania. W parach. Jerry - Brody. Drake - Andre. [...] I Mik - Jack. Powodzenia.
Nie no on robi to specjalnie? Zastanawiała się dziewczyna. Spojrzała na chłopaka. Coś się dzieje z nim. I z Brody'm. Oboje się trochę zmienili i ... oddalili od siebie. Nie rozmawiają, nawet nie droczą się ani nie wkurzają. To nie było normalne. Coś się działo. Ale co?!

                                                     

Cześć misiaki wy moje :D 
Jak podoba się rozdział?
Jack nie jest aż taki zły, nikt nie będzie zły.
Chwilę zastanowiłam się czy aby na pewno go zmienić ale jak ubzduram coś sobie w tej głupiej głowie to, 
to robię :D
I to nie jest, że dziewczyna go rzuciła a on stał się najgorszym i w ogóle.
Problem tkwi duużo głębiej :D
Szybko napisałam rozdział :D
Dobra czas ucieka a dzisiaj siostra cioteczna ma 18 xd
Na 14, więc niedługo się zbieramy [ponad godz jazdy w jedną stronę].
Może jak będzie czas jutro też ukaże się rozdział :D
Ej jak wyobrażacie sobie Jack'a?
W mojej wyobraźni wygląda TAK mniej więcej :D

Do zobaczenia mordki :*

piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 30

Przez pierwsze dni chłopak z całych swoich sił próbował odzyskać dziewczynę. Wysyłał jej mnóstwo wiadomości. Nie dzwonił. Nie odzyskał jeszcze głosu. Lekarz na następny dzień ich zerwania przyjechał do domu Brewerów i oznajmił, że Jack musi pozostał w łóżku przez co najmniej tydzień - angina. Całe dnie przeleżał w łóżku. Na szczęście nikomu nie musiał się spowiadać ani tłumaczyć czemu. Wszyscy dobrze wiedzieli, że jak jest się chorym trzeba odpoczywać, więc dali mu spokój. Mógł całymi dniami spać i nic nie robić. I tego właśnie potrzebował. Oderwanie się od ostatnich wydarzeń po przez sen wydał się świetnym sposobem na pozbycie się problemu. Nie, nie pozbycie lecz ukrycie czy też udawaniu, że nie ma problemu. A to raczej najgorsze co można zrobić. Bo ukrywanie, że problemu nie ma w niczym nie pomoże. Nic nie zmieni, nic nie naprawi. Może nawet jeszcze pogorszy sytuację. A on potrzebował chwili odpoczynku, wytchnienia.

* * *

Kolejne popołudnie mijało tak samo jak ostatnie dni. Nie reagował na otoczenie, na świat tylko pogrążał się w swojej ciszy. To najbardziej teraz odpowiadało chłopakowi. Czy się bał? Raczej nie. Może oprócz tego, że dziewczyna nie spojrzy na niego już nigdy więcej. Albo [co gorsze!] spojrzy z wściekłością i bólem. Nie chciał jej ranić. Nie mógł.

- Wstawaj! - Zawołał ktoś w drzwiach. Ten głos. Znał już ten głos tyle lat. Rozpoznał bez problemu. Jerry.
- Odczep się. - Wymamrotał i naciągnął kołdrę na głowę.
- Skoro przeszła ci angina najwyższy czas wyjść z bunkru, dzikusie. - Nic nie zareagował, przyjaciel wywrócił oczami - Zachowujesz się jak moje byłe. Brakuje tylko czekolady, lodów i chusteczek. - Prychnął i ściągnął kołdrę z przyjaciela.
- Ej!
- Wstawaj!
- Chory jestem... - Rzucił na pozbycie się go. Martinez tylko zaśmiał się i mruknął coś o wymyślaniu choroby na pozbycie się gości. Ujrzawszy, że jego działanie nie przynosi zamierzonych skutków rzucił się na łóżko.
- Skoro ty nie wychodzisz to ja zostaje. - Rzucił niedbale i zaczął szukać pilota do telewizora. Mrucząc co chwila do siebie o chowaniu przed przyjaciółmi rzeczy. Po chwili znalazł zgubę i włączył stojący naprzeciwko łóżka wielki, plazmowy telewizor.
- Zgaś to. - Powiedział Jack po ogłuszającym strzale, który wystąpił w jakimś dennym serialu.
Przyjaciel westchnął głośno i wykonał polecenie. Chce mu pomóc a on go zbywa. Co za człowiek.
- O co poszło? - Zapytał się z zaciekawieniem ale i smutkiem. Wiedział, że tych dwoje pasuje do siebie niemal idealnie. Gdyby ktoś mu wcześniej powiedział, że ta dwójka zerwie ze sobą wyśmiał by go w twarz. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Przecież nic a nic nie wskazywało na rozstanie. W dodatku widział ich ostatnio. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Razem. Nie to musiał być jakiś żart, bo niby co mogło rozdzielić dwójkę osób tak szaleńczo zakochanych w sobie?
- Szkoda gadać. - Mruknął podnosząc się na łokciach.
- Gadaj, i tak teraźniejsza sytuacja należy do tych, o których raczej się nie wspomina, gdyż leżenie razem w łóżku niektórym inaczej się kojarzy niż jest w rzeczywistości.
- Wiesz...
Jerry przerwał szybko wypowiedź przyjaciela i powiedział:
- Nie wiem, więc łaskawy pan mógłby mnie doinformować.
- Dobra, dobra. Poddaje się. - Powiedział unosząc ręce wysoko w górę w geście bezradności i odpuszczenia. - Znasz Alice?
- No tak. Ta wariatka co za tobą łazi i przyjaźni się z Jessicą?
- Dokładnie. Nie uwierzysz ale ta idiotka wymyśliła sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i wysyła mi co chwila jakieś głupie wiadomości. Jeden z nich przeczytała Kim a dalej możesz się domyślić.
- Co ona napisała? - Zapytał się zdziwiony chłopak.
Jack prychnął i zaczął mówić cienkim głosem, należącym do wkurzającej Alice.
- Kochanie. Nasza noc była wspaniała. Wiem, że musimy trzymać nasz związek w sekrecie. Nie martw się nie zdradzę nikomu naszej słodkiej tajemnicy. Kocham cię. Buziaczki misiu.
Jerry spojrzał zszokowany na przyjaciela. W przeszłości zdarzały się zakochane laski. Większość z nich była tymczasowa. Były strasznie nachalne. Liściki, bukieciki i inne pierdoły. Zazwyczaj chłopakom to pochlebiało w końcu była to oznaka, że są atrakcyjni. Takie jakby dowartościowanie się. Choć nie było to potrzebne, znali swoją wartość. Byli bardzo podobni. Niczym bracia. Oboje bardzo przystojni, zabawni, inteligentni, czasami aroganccy, bardzo wysportowani, utalentowani no i skromni. Nic dziwnego, że mieli powodzenia wśród płci przeciwnej.
- No właśnie. Jeszcze w dodatku nie mogłem nic wytłumaczyć.
- Spotkaj się z Kim. Zrozumie, że to nie twoja wina tylko tego pasożyta.
- Jak ona nie chce się ze mną widzieć. - Powiedział i oparł głowę na dłoniach.
- Fatalnie. - Podsumował Jerry i poklepał przyjacielsko chłopaka po plecach.

* * *

Pewna para przyjaciół spacerowała właśnie w pobliskim parku. Towarzyszyły im dwa rozbrykane psy, które co chwila przymilały się do swoich właścicieli albo biegały. Dróżki wiły się między drzewami z zielonymi listkami. Pobliskie kwiaty wypełniały swoim pięknym zapachem powietrze. Niebo pokrywały pojedyncze chmury a delikatny wiatr głaskał twarze przechodniów. Pogoda była wprost wymarzona. Blondynka co chwila śmiała się, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Wiesz co? Myślałam, że będę w rozsypce ale nie jest tak źle. - Stwierdziła dziewczyna miętoląc zielony liść zerwany z drzewa. Mogła tego nie mówić, bo od razu trochę posmutniała. Wcześniej próbowała nie myśleć o tym. Ten temat był tematem tabu. Nie miała ochoty tego wspominać, gdyż każde wspomnienie budziło w niej ten sam ból co na początku. Niektóre noce były bezsenne, nieprzespane, pogrążone w ciemności łzy moczyły twarz blondynki. Drake jej pomagał. Gdy była z nim tak jakby zapominała. Chłopak miał w sobie tyle energii!

Chłopak uśmiechnął się.
- Mam dobry wpływ na ludzi.
- Niech zgadnę: wszyscy ci to mówią? - Zapytała się dziewczyna unosząc brwi.
- Tylko ja sobie przed lustrem. - Dziewczyna zaczęła się śmiać a chłopak uśmiechnął się łobuzersko. - Wiesz co lubię?
- Hmm - dziewczyna udała, że się zastanawia i przyłożyła palec do brody - Lubisz jeść, śmiać się, żartować... dokuczać mi.
- To też. Ale chodziło mi o to, że lubię twój śmiech.
- Aż tak lubisz patrzeć na moje krzywe zęby?
- Tak, aż tak bardzo. Mam pomysł! - Głowę miał pełną pomysłów, więc to nie była nowość, że znowu wpadł na jakieś coś ''genialnego'' - Kto ostatni dobiegnie do pobliskiego sklepu, kupuje zwycięzcę... hmm... paczkę żelków!
Żelki kojarzą jej się z ... Nie, nie! Już zapomniała. To czemu o nim myśli?! Te czekoladowe oczy, szczery i powalający uśmiech. Włosy roztargane ale w jakiś magiczny sposób wyglądające, jakby wyszedł przed chwilą od fryzjera. Jack... NIE! Koniec. To już powinno się skończyć. Nie, nie powinno. Skończyło się. Dlaczego w dalszym ciągu myśli o nim? Przecież miał to być definitywny koniec. On pewnie dał sobie z nią spokój. To po co wysyła te durne wiadomości?! Dlatego, że ona z nim zerwała a nie na odwrót? Przecież byli razem, było idealnie. BYŁO. Właśnie - było.
- Kim, pośpiesz się, chyba, że masz za dużo kasy albo nawet nie próbujesz konkurować z tak powalającą osobą!
- Konkurować z twoim ego? Nawet bym nie śmiała! Nikt nie miałby szans! - Krzyknęła uśmiechając się trochę nieobecnie, ponieważ przed oczami wciąż miała uśmiechniętą się, słodką twarz chłopaka o czekoladowych oczach, której nie była w stanie pozbyć się z pamięci.


                                            

Rozdział napisany już wcześniej, lecz jakoś nie dodałam.
Miałam w planach dodać ten + 31 lecz nie dam rady.
Może w niedzielę [o ile nie zostaniemy na noc u siostry ciotecznej, ma jutro 18] dodam.
Zobaczymy jeszcze jak to będzie... :)
Do następnego! :)
P.S. Myślę, że w nast. rozdziałach nowe wcielenie Jack'a wam się spodoba :3333
Bad boy wkracza do akcji hihi ^^

Do zobaczenia/napisania kochani! :D 



Uwielbiam tą piosenkę *.*

środa, 16 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 29


Koniecznie czytajcie przy tym < muzyka >

Co to znaczy? Czemu to zrobił? Dlaczego tak się stało? Przecież było idealnie. Myśli dziewczyny plątały jej duszę, która rwała się na kawałki.
Przeczytała jeszcze raz wiadomość tak jakby  chciała się upewnić, że to prawda.  Łzy nie dowierzania, smutku, zawodu przepełniły jej oczy. Jak on mógł?! To jest tylko sen. Obudzę się rano, wyśmieję swoje odbicie w lustrze. Ale to nie sen. To smutna rzeczywistość. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Strumienie łez kreśliły drogę do szczęścia, którego dziewczyna nie widziała w tym wszystkim. Widziała tylko wiadomość. Jedną, łamiącą serce na malutkie kawałki. Jak szkło po rozbiciu lustra. Jak wichura łamiące bezbronne gałęzie drzew. Jak wielka fala wodna pochłaniająca plażę i okolice. Jak promienie ognia zjadające drzewa. One również nie potrafią się bronić tak jak Kim nie potrafi się obronić od łez i bólu przepełniającego jej serce. Ciało dziewczyny stało się otępiałe, zupełnie jakby nie jej. Stała jakby zatrzymał się czas. Tylko łzy były w ciągłym ruchu. Spływały i moczyły włosy i koszulkę dziewczyny. Ale teraz to nie było ważne. Ważne było tylko to, czy ten esemes jest prawdziwy tak jak uczucie chłopaka, którego w tej chwili nie była pewna. Wcześniej nie wątpiła nawet przez sekundę w nie a teraz... Teraz ma mętlik w głowie. Nawet nie mętlik, tylko chaos.

Chłopak szedł do swojego pokoju, po chwili zatrzymał się przed drzwiami, gdyż usłyszał cichy płacz, który co chwila był głośniejszy. Zmarszczył brwi i zdezorientowany otworzył drzwi. Od razu zauważył załamaną blondynkę. Szybko podbiegł do niej i przytulił ją. Był to naturalny odruch, nad którym nie mógł zapanować. Na początku dziewczyna się w niego w tuliła, ponieważ tego najbardziej teraz potrzebowała - miłości od niego. Wystarczyło kilka sekund, aby obudziła się z transu. Oderwała się od chłopaka najszybciej jak potrafiła.
- Jak mogłeś! - krzyknęła przez płacz.
Zaskoczony nastolatek spojrzał na nią z troską. Co się dzieje? O co jej chodzi? Nic z tego nie rozumiał. Nic a nic.

Tymczasem dziewczyna nie mogła wykrztusić ani słowa. Spróbowała powiedzieć ale wyszedł z tego tylko cichy jęk bólu. Kolejne łzy. Oparła głowę na dłoniach i próbowała się uspokoić. Głowę miała pochyloną tak, żeby nie widać było jej twarzy. Nie chciała, żeby ktoś widział ją słabą, płaczącą. Ale nie potrafiła się opanować, gdyż nadal nie mogła w to uwierzyć. Po chwili uspokajania wyciągnęła rękę po telefon i pokazała sms-a. Chłopak przeczytał kilka razy treść wiadomości. Zdziwiony spojrzał na dziewczynę. Chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć całą sytuacje ale... Ale nie mógł. Bezsilność wypełniła wszystkie zakątki jego duszy, która również zaczęła cierpieć. Niewidzialne kolce zaczęły ich kaleczyć.

Spojrzał na nią. Złote oczy. Jego złote oczy były zapełnione łzami, w których nie ukrywanie była rozpacz. Usta. Jego usta, układały się w grymas. Całe ciało przepełnione w dreszczach. Spuścił wzrok. Jak bardzo chciał jej wszystko powiedzieć tylko, że wszystkie próby kończyły się fiaskiem. Przez ból gardła stracił głos. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że teraz traci bardzo ważną dla siebie osobę. Oczy chłopaka zalśniły łzami. Spojrzał ponownie na blondynkę ale ona już wstała. Podniosła się z ciężarem, który spadł na jej wątłe barki.
- Z nami koniec. - Powiedział ledwo słyszalnie, jąkając się.
Rzuciła mu ostatnie smutne, zrozpaczone, przepełnione bólem spojrzenie i wyszła. Odeszła. Spoglądał bez mrugnięcia na drzwi. Jakby miał nadzieję na jej powrót. Nic się nie stało. Łzy zaczęły spadać z polików chłopaka. Jak to się stało, że ją stracił?! Rzucił się na łóżko. Owinął kołdrą się szczelnie. Nie mógł za nią pobiec [ponieważ jest chory], nie mógł jej nic wyjaśnić[gdyż stracił głos], nie mógł nic. Bezsilność. I po co on w ogóle wstał dzisiaj z łóżka?! Stracił Kim. Jego Kim. Nie miał na nic sił. To go przerastało.

* * *


Krople deszczu co chwila skapywały z nieba. Wiatr huczał wszędzie i krążył co chwila porywając gałęzie w swój taniec. Pewna dziewczyna szła właśnie chodnikiem. Na głowie miała kaptur a wzrok skierowany był tylko wzdłuż chodnika, na którym lśniły niewielkie kałuże. Łzy mieszały się z deszczem a przemoczone ubranie przylegało do jej ciała. Kilka mokrych kosmyków okalało jej twarz. A zadający zmrok tylko podkreślał żałosną sytuację blondynki. 
Zamknęła oczy. Chciała zapomnieć o wszystkim. Nie miała na to siły. Nie myślała, że tak to się skończy. Wiele osób mówi, że pierwsza miłość zawsze się kończy. Ale to się tym nie przejmowała. Bo i po co? Ważniejsze jest cieszyć się chwilą. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Podniosła powoli wzrok i zobaczyła Drake. Uśmiechnęła się smutno, jakby chciała uśmiechem zmylić innych przed smutkiem i bólem w jej sercu. Zaniepokojony chłopak przyjrzał jej się uważnie. Smutny wzrok, ból wymalowany na twarzy, fałszywy uśmiech. 
- Co się stało? - zapytał się.
- Nic-c. - wyjąkała dziewczyna siląc się na spokojny ton.
Chłopak pokręcił głową. Nie umiała kłamać. Było widać, że coś jest nie w porządku.
- Możesz mi powiedzieć. Nie bój się. Najwyżej powiem może tylko Brutusowi ale on sekretów nie zdradza. - Powiedział próbując przynajmniej trochę rozweselić dziewczynę.
- Kim jest Brutus? - Zapytała się delikatnie zainteresowana. Najbardziej teraz potrzebowała ucieknięcie myślami od dzisiejszego dnia. 
- Zabójczo przystojny, o lśniących włosach. Wysportowany, przyjazny, wierny.
- Twój przyjaciel? - Bardziej stwierdziła niż zapytała dziewczyna.
- Absolutnie tak. 
- Ma tylko jedną wadę. Nie cierpi listonosza i zawsze go straszy. Przez co poczta przychodzi nam z opóźnieniem.
- Jak to? - zapytała się zdziwiona robiąc przy tym śmieszną minę.
Chłopak roześmiał się.
- Wiesz psy najczęściej nie cierpią listonoszy.
- Brutus to pies? - zapytała śmiejąc się.
Chłopak pokiwał głową z uśmiechem.
- Odprowadzę cię do domu.
- Dzięki. 
- Nie jest ci zimno.
- Nie-e. - Powiedziała a po chwili zatrzęsła się mimowolnie z zimna.
Drake zaśmiał się z uporu blondynki. Ściągnął z siebie kurtkę i podał dziewczynie.
- A ty?
- Mi jest ciepło. - Oznajmił wesoło.
Dopiero teraz nastolatka zauważyła, że przestał padać deszcz. I dopiero teraz zauważyła, że Drake jest przystojny, zabawny i umie się zorientować gdy ktoś woli nie mówić co się stało. Nie wymusza i nie pyta się co chwila co się stało tylko próbuje poprawić humor. Nie znała go od tej strony. 

                                                

No to zaczęliśmy przerwę świąteczną :)
Podoba wam się nowy szablon? Mi bardzo :D
James i Lily więc *.*
Tak ostatnio czytam wszystkie fajne blogi o huncwotach <3
Megi Howard, chciałam Ci podziękować za to, że mnie wspierałaś w dojściu jak dodać szablom. Na szczęście trafiłam na stronkę gdzie wytłumaczyli jak rozłożyć szablon, żeby się wgrał (taa błąd XML za każdym razem się wyświetlał)  i udało mi się. Ściągnęłam potrzebny program i wszystko dobrze się wgrywa.
No to teraz do rozdziału.
Pewnie mnie zabijecie za ich rozdzielenie ale powiem wam, żebyście zaczekały.
Bo to dopiero początek xd
Nie zdradzam wielu szczegółów ale powiem wam jedno.
Bohaterowie <może tylko niektórzy> zmienią się, za czym idzie również ich relacje.
Do następnego rozdziału miśki <3

P.S. Idziocha czemu 29 jest nieszczęśliwa? :D
P.P.S. Cleo dziękuje za nominacje, odpowiem na pytania w najbliższym czasie :D

sobota, 5 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 28

W lecie bywają burze. W związkach bywają burze. W życiu bywają burze. Najważniejsze jest to, że po burzy następuje spokój, w którym naprawiamy wyrządzone szkody. Ale czy zawsze?

Następny dzień należał do tych mniej przyjemnych. Trzeba było iść do szkoły. Deszcz padał a wiatr huczał i porywał bezbronne gałązki w swój dziki taniec. Poprzedniego dnia słońce i upał nie dawały żyć ale teraz pogoda zmieniała się nie do poznania. Kim właśnie szykowała się do szkoły. Miała zamiar założyć ciepły sweter i długie jeansy, gdyż pogoda nie dopisywała, zresztą humor również. Dziewczynie nie chciało się iść do szkoły. Najchętniej rzuciłaby się na łóżko i wtuliła w Jack'a. Ale chłopak śpi w swoim łóżku albo również marudzi przy wstawaniu. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się na widok marudnej miny chłopaka. Nawet w tej skwaszonej minie, z tymi pięknymi zmrużonymi oczami wyglądał słodko.
- Kim pośpiesz się, bo się spóźnisz.
Usłyszała głos mamy dobiegający z dołu. Tym samym przerywający jej rozmarzenie.
- Już idę! - odkrzyknęła i zbiegła po schodach porywając w między czasie spakowaną torbę.

 * * *

- Jack ubieraj się. Masz pięć minut! - powiedziała pani Brewer zaglądając do pokoju nastolatka. - Co się dzieje? - zapytała zatroskana widząc, że syn nie reaguje.
Dopiero po paru chwilach chłopak pokiwał głową i wskazał na gardło, przez które nie mógł wydobyć ani słowa.
Twarz pani Brewer pokryła się małymi zmarszczkami a podkrążone oczy uwydatniły się fioletowym kolorem. Była zmartwiona i zmęczona.
- Zostań dzisiaj w domu. Przyniosę ci zaraz jakieś leki. - Powiedziała delikatnie.

* * *

Przemoczona blondynka weszła w mury szkoły. Rozwiane i mokre włosy opadał jej na ramionach. Czapka zakrywała niemal całą twarz. Wyjęła ręce z kieszeń kurki i zaczęła je rozgrzewać.
- Hej Kim! - krzyknął Jerry z końca korytarza.
- Cześć! - odkrzyknęła dziewczyna zmarzniętym głosem.
- Jest już Jack? - zapytała się blondynka, gdy przyjaciel był już blisko.
- Myślałem, że jest z tobą. - wyznał
- To śmieszne, bo ja myślałam, że jest z tobą. - powiedziała choć wcale nie było jej do śmiechu. Zmartwili się nieobecnością przyjaciela. On prawie zawsze był w szkole, spóźniony ale był a jak nie był to zawsze zostawiał wiadomość.
- Pewnie się spóźni. - powiedział Jerry i pomachał biegnącej w ich kierunku Grace.

* * *

Jeszcze tylko pięć minut do dzwonka. Zniecierpliwiona i zmartwiona dziewczyna stukała nerwowo palcami o blat ławki. Co się z nim dzieje? Dlaczego nie ma go i nikogo nie poinformował o tym? Dlaczego tęskni za nim tak bardzo, choć wczoraj się widzieli?! Czemu nie może nad sobą zapanować? Jej myśli krążą tylko wokół osoby chłopaka. Zamknęła oczy. Rozchyliła delikatnie wargi, jakby w oczekiwaniu na pocałunek. Niestety nic się nie zdarzyło. Może tylko upłynęła kolejna minuta ciszy. Może świat stanął w miejscu. Nie to niemożliwe. Świat staje w miejscu tylko w jego obecności. Kolejne myśli popłynęły w głębie oceanu. Stworzył się niemały chaos. Przeczuwała, że coś się wydarzy. Intuicja podpowiadała niemałe zmiany jak i kłopoty. Stworzył się przez to cień zmartwienia czający w podświadomości. Jak krzak z trującymi owocami, który zasiał się na pięknej łące kwiatów.

* * *
Kim spojrzała na plan zajęć. Wyciągnęła szczupłą dłoń w kierunku kartki i przeszukała palcem tabelkę z rozkładem lekcji. Po chwili stwierdziła, że pozostała jeszcze jedna lekcja a następnie trening. Dopiero teraz uprzytomniała sobie, że razem z Jack'iem ominęli nie jeden już trening.
- O kurczę. - Powiedziała do siebie.
- Gdzie? - Zapytał się Jerry pojawiając się nie wiadomo kiedy przy blondynce.
- Jerry! Przestraszyłeś mnie.- Powiedziała z wyrzutem dziewczyna.
- Aż taki straszny jestem?
- Tak. - Odparła uśmiechając się niewinnie.
- Graace! - Krzyknął chłopak obrażonym tonem głosu. - A Kim powiedziała, że ...

* * *

- Daruję sobie trening. - Szepnęła dziewczyna do przyjaciółki w czasie ostatniej lekcji.
- Znowu? - Zapytała zdziwiona Grace.
- Tak. Odwiedzę Jack'a.
- Pozdrów go ode mnie.
- Spoko. - Uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki.
- Przeszkadzam? - Wtrąciła się nauczycielka nie wiadomo kiedy wyrastając przed ich ławką.
- Nie, oczywiście, że nie. - Powiedziała szybko blondynka.
- Ale mi przeszkadzają wasze szepty.
- To się nie powtórzy. - Znowu powiedziała szybko blondynka. Nie chciała dopuścić Grace do zdania, gdyż na pewno skończyłoby się to karą po lekcjach. A to była ostatnia rzecz jaką chciałaby Kim w tej chwili.
- Mam taką nadzieje. Wracając do tematu. Autor chce nam przekazać swoją wiarę i nadzieję, które przeżywał podczas ...
- Udało się... - odetchnęła z ulgą blondynka.

* * *

Zaczął kropić deszcz a blondynka pukała do drzwi swojego chłopaka. Po chwili otworzyła jego mama. Uśmiechnęła się na powitanie i powiedziała:
- Cześć Kim.
- Dzień dobry. - Odwzajemniła uśmiech a pani Brewer zaprosiła ją ruchem ręki, żeby weszła.

Zdjęła buty i niebieski płaszcz. Stanęła naprzeciw niej kobieta i powiedziała:
- Zrobię herbaty. Pokój Jack'a jest na drugim piętrze. Po schodach, drugie drzwi.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie i rozpoczęła szybką i żwawą wspinaczkę na górę.
Gdy już była na miejscu zapukała do drzwi lekko i wparowała do pokoju, nie czekając na zgodę. Zastała chłopaka śpiącego na łóżku.
- Wstawaj leniu. - Powiedziała śmiejąc się.
Chłopak podniósł głowę zdziwiony. Rozejrzał się wokoło i dopiero po chwili zorientował się z obecności blondynki. Uśmiechnął się delikatnie ale po chwili skrzywił, gdyż bolało go gardło.
- Co ci jest? Czemu nie było cię w szkole? - Dziewczyna zaczęła zadawać mnóstwo pytań, na które chłopak nie był w stanie odpowiedzieć. Wskazał szybko na gardło i wtedy dziewczyna zrozumiała zachowanie nastolatka.
- Aa dlatego nic nie mówisz. Z tego też powodu nie byłeś dzisiaj w szkole? - Za chwilę dodała szybko. - Nie musisz odpowiadać, możesz pokiwać głową.
Jack kiwnął lekko głową a po chwili ktoś zaczął pukać do drzwi. Również bez pozwolenia, gdyż mama chłopaka wiedziała o tymczasowej utracie głosu syna weszła do pokoju z kubkami gorącej herbaty oraz tacką kruchych ciasteczek. Kim podziękowała i zaczęła powolutku pić herbatę. Owinęła kubek dłońmi aby zlodowaciałe dłonie się nagrzały.
- Jack musisz wziąć leki i sprawdzę ci temperaturę. Kim nie masz nic przeciwko temu, że Jack zostawi cię na chwilę samą? - Uśmiechnęła się serdecznie kobieta i wyszła z pokoju.
Jack wstał z łóżka niechętnie, skrzywił się i po chwili wziął koc i nakrył się nim.
- Wyglądasz jak batman.
Chłopak uśmiechnął się, podszedł do dziewczyny i mocno przytulił. Przykrył a następnie otulił siebie i blondynkę kocem. Dziewczyna poczuła wewnętrzne ciepło i spokój. Złe przeczucie opuściło ją i nie pozostało po nim śladu. Cień, który zasiał się znikł jak kamfora a ciepło coraz bardziej rozchodziło się po ciele dziewczyny. Ten moment był cudowny. Blondynka chciała pozostać tak całą wieczność. Ciepło biło od chłopaka. Może to z powodu gorączki a może z miłości.
- Jack, pośpiesz się trochę.
Chłopak oderwał się od dziewczyny i spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem. Pocałował ją szybko w czoło i poszedł po lekarstwa.

Dziewczyna usiadła zaczarowana tym co się przed chwilą wydarzyło. Rozejrzała się dookoła i po chwili spostrzegła misia. Wzięła go w ręce i uśmiechnęła się. Wyobraziła sobie małego słodkiego chłopczyka bawiącego się zabawkami. Układał pluszaki i rozmawiał z nimi jak z przyjaciółmi. Nie słyszała tego co mówi ale to nie było ważne. Widziała dziecko, które nie było świadome świata, który go otaczał.

Do teraźniejszości przywołał ją dźwięk nadchodzącego sms-a. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że zamknęła oczy i wyobraźnia ją poniosła. Zerknęła na sprawce - telefon jej chłopaka. 1 nowa wiadomość. Nie mogła się powstrzymać i podeszła do telefonu. Nie powinna czytać ale w końcu są razem i nie mają żadnych tajemnic. Prawda? Dotknęła ekranu gdzie widniała koperta. Od razu otworzyła się wiadomość. Dziewczyna wzięła do ręki komórkę i zaczęła czytać.

Gdy przeczytała, wzrok nadal miała utkwiony na ekranie telefonu. Pojedyncze łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Niedowierzanie i ból rozdzielało ją od środka. Ciepło, które przed chwilą czuła zniknęło. Cień powrócił i rozprzestrzeniał się z zawrotną prędkością. Jak to możliwe? Coraz większe łzy skapywały z brody dziewczyny. Dreszcz opanował jej ciało a chropowaty jęk wydobył się z jej ust. Nie mogła w to uwierzyć. To koniec.

                                                 

Hejka moi drodzy! 
Jak wam się podoba rozdział?
Powiem szczerze, że strasznie opornie szło mi jego pisanie.
Rozdział 29 napisany lecz muszę go zmienić. Wykasuję kilka dialogów, pododaje coś tam i będzie ok :D
DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU! <3

piątek, 28 marca 2014

Bikes, English And Films :D

Cześć kochani!
Na początku chciałabym przeprosić za nieobecność [chyba około 2 tygodni] ale niestety miałam sporo na głowie. Na poniedziałek [!] muszę  nauczyć się całego wiersza, który jest strasznie dłuuugi oraz swoją rolę ze scenariusza na teatralkę, po za tym w poniedziałek mam sprawdzian z matematyki. No ale nic. Takie życie, trzeba sobie jakoś radzić :D

A co u was słychać? :)


Dzisiejszy dzień był świetny :D
'' Rozmowa '' po angielsku, jazda na rowerze, wracanie wieczorem?
I like it! ^^

A rozdział jest już prawie napisany. I co powiem więcej, rozdział 29 jest już napisany! :D
Taa 29 napisany a 28 nie mogę dokończyć?
Dziwnee xD
Rozdział prawdo podobnie jutro ;)


P.S. Polecacie jakiś film? Ja ostatnio obejrzałam Bezpieczna Przystań i Szczęściarz oraz na WDŻ [!] October Baby [jedyny wdż, który mi się spodobał, gdyż film świetny!]. Ostatnio na religii puściła nam film pt: Św. Barbara. Film również mi się podoba, nie dokończyliśmy jeszcze ale powiem szczerze, że jest fajny :D

P.P.S. Jak tam u was rekolekcje? U nas krótko, jakąś prezentację puścili i rozdanie medalików czyli godzina lekcyjna [WOS [czytaj nudaa, na której maluje się na kartkach lub końcu zeszytu czy też śpi] przepadł :D].



Ta jest super i jeszcze TA piosenka również mi się podoba :D

MIŁEGO WIECZORU! <3

niedziela, 9 marca 2014

ROZDZIAŁ 27

Dzień był nad zwyczajnie ciepły. W Seaford najczęściej jest ciepło ale ten dzień był z tych upalnych. W zimie nie padał tu śnieg od ładnych paru lat. Niektórzy dziadkowie mogli doświadczyć białej zimy ale młodsi mieszkańcy nie mieli tyle szczęścia. A tu trzeba zaznaczyć, że lato większości odpowiada. Nie muszą się martwić o zaśnieżone ulice, brak dojazdu do pracy, blade twarze czy też zmarznięte dłonie.

* * * 

Przyjaciele wylegiwali się w ciepłym słońcu. Leżeli i odpoczywali. Dzień mijał nadzwyczaj przyjemnie. Grace i Kim leżały na leżakach, opalając się. Promienie słoneczne ogrzewały i opalały ich ciała. Leżały z lekko przymkniętymi oczami, gdyż słońce raziło niemiłosiernie. Co jakiś czas przewiał lekki wietrzyk ale to wszystko i tak nie wystarczyło by obniżyć temperaturę. Jack wraz z Jerrym poszli do domu po napoje. Dom Jacka był ogromny, ponieważ rodzice zarabiali mnóstwo pieniędzy [mama modelka, tata piłkarz]. Chłopaki zaczęli przelewać różne soki do szklanek.
- Zobacz jak robi to profesjonalista! - krzyczy Jerry i próbuje przelać sok do dwóch szklanek na raz. Niestety wylewa wszystko na podłogę.
- Profesjonalista? - mruknął Jack ze śmiechem.
- Stary i tak sukces! Patrz, do połowy szklanki są zapełnione!
- A druga połowa na podłodze.
- Zdarza się.
- Najczęściej Tobie. - powiedział uśmiechnięty wrzucając kostki lodu do napoi.

* * *

- Ale upał! - krzyknęła Grace siadając na leżaku.
- Przypomnij mi Jack czemu nie możemy zorganizować domówki skoro chata pusta? - powiedział po raz setny Martinez.
- Jerry... - westchnął chłopak - nic z tych rzeczy. Przecież wieczorem wracają. 
- Właściwie gdzie Brody i twoi rodzice? - spytała się blondynka przytulona do bruneta.
- Mama z Brody'm pojechali w odwiedziny do babci. A ojciec jak zwykle. - westchnął głośno. 
- Dobra - mruknął Jerry, po krótkiej chwili dodał - Następnym razem ci nie daruje.
- Kto chce się ochłodzić? - powiedział Jack po dłuższej chwili.
- Jaaa! - jęknęła Grace leżąca wspak na leżaku. 
Chłopaki rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie i po chwili dziewczyny były niesione w stronę basenu. 
- Jack! - pisnęła blondynka ale za późno.

Przyjaciele wskoczyli do basenu gdzie chłodna woda owiała ich ciała. Zaraz potem wynurzyli się na powierzchnię wody, aby zaczerpnąć powietrza. Gdy wszyscy byli wynurzeni zaczęli się oblewać wodą. Śmiali się, nurkowali i pływali. Jerry skoczył na materac i podparł głowę łokciem, próbując zrobić wrażenie na Grace. Chłopak ześlizgnął się z materacu i wylądował w wodzie. Wszyscy zaczęli się śmiać z popisu Martineza.




Po pewnym czasie Kim usiadła na brzegu basenu, ponieważ była zmęczona wodnym szaleństwem. Obserwowała pływających przyjaciół, aż nagle zobaczyła, że Jack siedzi koło niej. Nawet nie zauważyła jak usiadł. Przysunął się do niej, patrząc w oczy. Pochylił się, żeby ją pocałować ale dziewczyna popchnęła go do wody, śmiejąc się przy tym w niebo głosy. Jerry wraz z Grace również zaczęli się śmiać z chłopaka, który dopiero po chwili zorientował się co się dzieje. 
- Więc tak się bawimy. - mruknął uśmiechając się z tajemniczym błyskiem w oku.
Podpłynął do blondynki i objął ją w tali. Oparł głowę o jej czoło i spojrzał jej w oczy. Jakby chciał odgadnąć kolor tęczówek blondynki. Z pewnością były brązowe ale nie tylko. Gdy bliżej się im przyjrzeć można było by ujrzeć inne kolory. Brąz z częstymi przebłyskami złota. Chłopak od dawna próbował rozgryźć ich kolor. Dopiero w słońcu, z głową oddaloną kilka centymetrów od Kim, zobaczył złoto w błyszczących oczach. W zwykły dzień można je określić jako brązowe, niekiedy nawet ciemne. Ale są złoto-brązowe. 
- O czym myślisz? - zapytała się ze słodkim uśmiechem.
- Masz piękne oczy. 
Delikatny rumieniec pojawił się na jej twarzy.
Chłopak przysunął głowę jeszcze bliżej i już po chwili ich usta złączyły się w czułym pocałunku. W blasku złota, który chłopak nie mógł odróżnić porównując do słońca. Oba kochał i nie wyobrażał sobie życia bez nich.

* * *

Cali mokrzy wparowali do domu chłopaka. Każdy zaczął się ubierać w suche, wcześniej już przygotowane ubrania. Kim ubrała się w jasne jeansy, sweterek, białą chustkę i tego samego koloru co sweter conversy Natomiast Grace założyła czerwone spodnie, kremowy krótki rękawek z sercem oraz również kremowe balerinki.  Był już wieczór, więc upał minął. Delikatny mrok panował już na zewnątrz. Przyjaciele zaczęli się rozchodzić. Najpierw Grace z Jerrym, który ją odprowadzi do domu i pewnie pocałuje na pożegnanie. Gdy przyjaciele rozstali się i pożegnali Jack odprowadził swoją dziewczynę do domu.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - powiedziała dziewczyna i cmoknęła chłopaka w policzek. Następnie oddalona zaledwie kilka centymetrów od niego pochyliła głowę i zastygła w bezruchu. Jednak ten moment nie trwał długo, ponieważ pocałowała go. Chłopak oddał pocałunek i objął ją w tali. Dziewczyna zawiesiła ręce na jego szyi. Mogli tkwić w tej chwili wieczność. Pojedyncze gwiazdy zaczęły się pojawiać na ciemnym niebie. Wiatr rozwiewał długie, blond włosy dziewczyny. Szum wiatru, który był zagłuszany przez odgłosy świata. Liczył się ten moment, ta chwila. Bo życie to chwila. Nigdy nie wiesz kiedy, gdzie i jak zniknie. 

                                                        

Sobota na rolkach <3 Kto umie jeździć w rolkach na rowerze? JA! XD
A teraz przeziębienie mnie bierze coś :/



Do napisania, xoxo ♥

niedziela, 2 marca 2014

ROZDZIAŁ 26

Dzisiaj to jutro, o które martwiliśmy się wczoraj.

Zakochani wrócili do domu późnym wieczorem. Oczywiście rodzice zaczęli się pytać gdzie byli ale młodzi wywinęli się zwinnie od nieuchronnych pytań. Umówili się na jutrzejsze spotkanie, po południu. Każdy z nich zajął się codziennością taką jak zjedzenie kolacji, kąpiel i spanie. Ale przed pójściem spać dziewczyna dostała sms-a. Odczytała treść i zaczęła się uśmiechać do ekranu telefonu. Bowiem wiadomość była od Jacka, który życzył blondynce kolorowych snów. Natomiast rano dostawała sms-a ,, Dzień dobry <3 ''. Czy to nie zadziwiające? Kto w tych czasach pisze sms-y na dobranoc i dzień dobry? Malutki gest, można by rzec, że nic nie znaczący ale jest inaczej bo małe gesty są najważniejsze. Bo z małych gestów rodzą się uśmiechy a uśmiech to blask słońca czyli coś bez czego nas świat byłby zimny, pusty oraz ciemny. A kto chciałby w takim świecie żyć? Z pewnością nie ja i myślę, że nie ty...

 * * *

 Na następny dzień blondynka wstała później niż zwykle dlatego, że była sobota a jak wiadomo w sobotę śpimy dłużej niż w tygodniu. Ubrana w ciemne spodnie, bordowo-białą bluzkę 3/4 oraz czarne conversy zjadła śniadanie składające się z naleśników z czekoladą, a następnie pocałowała mamę na pożegnanie i poszła na spacer ze swoim pupilem [pieskiem].

* * *

W tym samym czasie Jerry opiekował się młodszym kuzynem. Mały lubił psocić a Latynos nie umiał go dopilnować, tak na prawdę to Jerry nie umie opiekować się dziećmi w ogóle ale że państwo Martinezów wraz z ciocią i wujkiem pojechali do sklepu w celu zakupienia mebli do pokoiku dziecka chłopak nie miał wyjścia. Czy chciał czy nie, musiał zaopiekować się małym rozrabiaką. Niestety nie wychodziło mu to. Nic nie szło tak jak powinno.

- POMOCY! - Krzyknął Jerry do telefonu
- Co jest? - zapytał się ktoś zaspanym głos
- Opiekuję się kuzynem ale nie mam doświadczenia w tych sprawach, no wiesz nie umiem opiekować się małymi dziećmi. Pamiętasz jak kiedyś wziąłem kuzynkę na ręce... Tą taką małą.... I ona na mnie zwymiotowała! To było okropne. Nie dość, że to było ohydne jeszcze musiałem wyrzucić moją ULUBIONĄ koszulę. - Gdy Jerry skończył mówić usłyszał ciche chrapnięcie oznaczający, że jego rozmówca śpi. - JAAAAACK! Obudź się! - krzyknął do telefonu.
- Cooo? - zapytał się ktoś zaspanym i niemrawym głosem
- Rusz się stary!
- Gdzie?
Martinez przewrócił oczami, przed chwilą wszystko mu wyjaśnił a ten dalej nie rozumie. No sorry ale Jerry przyzwyczaił się do tego, że to on jest tym nie ogarniętym a nie jego przyjaciel.
- Przyjdź. Do. Mnie. Żeby. Pomóc. Mi. W. Opiece. Nad. Kuzynem. - mówił wolno i wyraźnie tak, żeby jego zaspany przyjaciel zrozumiał o co mu chodzi.
 - Okey...
- Tylko błagam cię pośpiesz się.
- Dobra, dobra będę.
- Za ile? - naciskał Jerry
- Już jestem w drodze... - powiedział w dalszym ciągu niemrawo.
- Jeszcze nie wstałeś w łóżka? - bardziej stwierdził niż zapytał chłopak.
- Mhm. - przytaknął chłopak
- Bądź za pół godziny ...
- Nieee! - jęknął Jack - Będę za jakieś... hmm... dwie godzinki?
- Nie. Nie i nie. Masz być za pół godziny i nie targuj się! - chłopak wiedział, że przyjaciel by się sprzeczał w dalszym ciągu -  Albo będziesz u mnie dokładnie o - spojrzał na zegarek, wskazówki zegara wskazywały ósmą trzydzieści - o 9 a jak nie to w przeciwnym razie wstawię na oficjalną stronę szkoły twoje zdjęcie legitymacyjne, wiesz które.
- TE zdjęcie? - Zapytał się głośno przełykając ślinę.
- O tak. Właśnie te. - powiedział zadowolony z siebie chłopak.
- Będę przed 9! - krzyknął chłopak i chciał się podnieść niestety zaplątał się w kołdrze i stracił równowagę. Możemy bardzo łatwo domyślić się dalszego przebiegu sytuacji. Wylądował bowiem na podłodze.

* * *

Dziś dzień był wolny dzięki czemu można się wyspać do południa pod warunkiem, że ktoś nie obudzi cię przed czasem. Po cichu ktoś skradał się do czyjegoś pokoju. Miał ze sobą szklankę z wodą. Niestety dla śpiącej osoby przeznaczona woda była strasznie zimna. Otworzył drzwi, które delikatnie skrzypnęły. Pokój oblewały promienie słoneczne ale ani trochę nie przeszkadzały osobie pogrążonej w głębokim śnie. Delikatnie stąpając po puszystym dywanie, który skutecznie amortyzował jakiekolwiek dźwięki. Gdy już był na tyle blisko wyprostował rękę i wylał calutką zawartość szklanki. Grace krzyknęła głośno i szybko zerwała się z łóżka. Rozejrzała się dookoła szukając sprawcy, którego miała ochotę udusić. Kevin stał uśmiechnięty i bardzo zadowolony z siebie.
- Coś ty mi u licha zrobił? - wściekła dziewczyna spojrzała na niego z mordem w oczach.
- Wylałem wodę? - zapytał się patrząc na nią jak na dziecko, które nie wie banalnej czy też oczywistej rzeczy np. ile to 2+2
Grace gotowała się ze złości.
- A i mogłabyś się ograniczyć z ''Kocham Cię''. Rzygam tęczą na te wasze ,, słodkie'' rozmowy z Jerrym.
Dziewczyna stała i patrzyła na brata nieobecnym wzrokiem. Po chwili jakby oprzytomniała i wykrzyknęła pierwszą myśl jaka przyszła jej do głowy.
- Skąd to wiesz?
Kevin przewrócił oczami z dezaprobatą.
- Łatwe masz hasła siostrzyczko, nie ma co. - Powiedział i czmychnął [uciekł] najszybciej jak mógł.

* * *

Kim w najlepsze bawiła się ze swoim pieskiem. Biegała, śmiała się, bawiła. Po pewnym czasie zmęczona usiadła na pobliskiej ławce i obserwowała swojego czworonoga, który był w swoim żywiole. Co chwila podlatywał do swojej właścicielki. W pewnym momencie telefon dziewczyny zaczął dzwonić. Szybko odebrała i rozpoznała głos przyjaciela - Jerrego.
- KIM RATUJ! - krzyknął chłopak.
- Co się stało? - zapytała się zaniepokojona nastolatka.
- Mój kuzyn zniknął!
- JAK?!
- Nie pytaj się, nie warto. Przyjdź szybko do mnie, potrzebna jest pomoc.
- Zaraz będę.

* * *


- WOW.
Pierwsze słowa jakie wydobyły się z ust blondynki po przekroczeniu domu Martinezów.
Bałagan panował wszędzie. Porozwalane chipsy, opakowania po słodyczach. Gdzieniegdzie rozlany sok.
- Tornado przeszło tędy?
- Gorzej. - powiedziała zdenerwowana Grace stojąca przy drzwiach.
- Cześć Grace. - blondynka przytuliła się do przyjaciółki
- Hej Kim.
- Co się stało?
- Nie wiemy gdzie jest kuzyn Jerrego. Nie możemy go znaleźć. Szukamy wszędzie i nic. - powiedziała roztrzęsionym głosem.
- Ile ma lat?
- 6.
- Gdzie chłopcy?
- Na dworze.
- Przeszukaliście cały dom?
- Tak. Chyba tak.
- Chodź jeszcze raz sprawdzimy może gdzieś się bawi.
Dziewczyny rozdzieliły się i przeszukały każdy kąt. Z każdą chwilą obawa przed zniknięciem dziecka się powiększała. Wszyscy chodzili strasznie zdenerwowani. Nie mieli pojęcia gdzie jest dziecko. Tu już nawet nie chodziło, że wszyscy będą źli na nich, tu chodziło o bezpieczeństwo dziecka. Nie wiedzieli co się z nim dzieje, nie wiedzieli czy nie dzieje mu się krzywda. W końcu tyle się słyszy o porwaniach dzieci.

* * *

Blondynka szybkim krokiem przeszukiwała sypialnię rodziców Jerrego. Szukała prawie wszędzie i szczególnie z takimi miejscami gdzie mógłby się schować kuzyn Latynosa.  Pod łóżkiem. Nic. W szafie. Nic. Zaraz. Zaraz. A co to takiego? Dziewczyna podniosła ubrania i jej oczom ukazał się mały chłopiec. Szczęśliwa uśmiechnęła się ze swojego znaleziska. Wzięła go delikatnie na ręce i zaniosła do salonu gdzie przykryła ciepłym kocem. Następnie poszła poinformować zmartwionych przyjaciół, że małemu nic nie jest.
- Kim jesteś wspaniała! - krzyknął Jerry i przytulił przyjaciółkę.
- Nie zapędzaj się tak stary. - rzucił Jack śmiejąc się.
- Mam wspaniałą dziewczynę - popatrzył się na Grace - i przyjaciół - spojrzał na objętych Jacka i Kim - no i małego uciekiniera. - spojrzał z czułością na spokojnie śpiącego kuzyna.

                                                

Hejka :***
Moje ferie się skończyły, przeszukiwanie całego pokoju w poszukiwaniu książek i ta myśl ,, Gdzie podziały się moje książki'' xD
Wybaczcie brak rozdziałów ale przez pierwszy tydzień totalny odpoczynek i brak weny [czyli lenistwo xD] a następny tydzień brak Internetu :)
Dziękuję za [ponad] 10 000 wyświetleń! Jesteście wielcy! <33333333
Do napisania, xoxo ♥