piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 30

Przez pierwsze dni chłopak z całych swoich sił próbował odzyskać dziewczynę. Wysyłał jej mnóstwo wiadomości. Nie dzwonił. Nie odzyskał jeszcze głosu. Lekarz na następny dzień ich zerwania przyjechał do domu Brewerów i oznajmił, że Jack musi pozostał w łóżku przez co najmniej tydzień - angina. Całe dnie przeleżał w łóżku. Na szczęście nikomu nie musiał się spowiadać ani tłumaczyć czemu. Wszyscy dobrze wiedzieli, że jak jest się chorym trzeba odpoczywać, więc dali mu spokój. Mógł całymi dniami spać i nic nie robić. I tego właśnie potrzebował. Oderwanie się od ostatnich wydarzeń po przez sen wydał się świetnym sposobem na pozbycie się problemu. Nie, nie pozbycie lecz ukrycie czy też udawaniu, że nie ma problemu. A to raczej najgorsze co można zrobić. Bo ukrywanie, że problemu nie ma w niczym nie pomoże. Nic nie zmieni, nic nie naprawi. Może nawet jeszcze pogorszy sytuację. A on potrzebował chwili odpoczynku, wytchnienia.

* * *

Kolejne popołudnie mijało tak samo jak ostatnie dni. Nie reagował na otoczenie, na świat tylko pogrążał się w swojej ciszy. To najbardziej teraz odpowiadało chłopakowi. Czy się bał? Raczej nie. Może oprócz tego, że dziewczyna nie spojrzy na niego już nigdy więcej. Albo [co gorsze!] spojrzy z wściekłością i bólem. Nie chciał jej ranić. Nie mógł.

- Wstawaj! - Zawołał ktoś w drzwiach. Ten głos. Znał już ten głos tyle lat. Rozpoznał bez problemu. Jerry.
- Odczep się. - Wymamrotał i naciągnął kołdrę na głowę.
- Skoro przeszła ci angina najwyższy czas wyjść z bunkru, dzikusie. - Nic nie zareagował, przyjaciel wywrócił oczami - Zachowujesz się jak moje byłe. Brakuje tylko czekolady, lodów i chusteczek. - Prychnął i ściągnął kołdrę z przyjaciela.
- Ej!
- Wstawaj!
- Chory jestem... - Rzucił na pozbycie się go. Martinez tylko zaśmiał się i mruknął coś o wymyślaniu choroby na pozbycie się gości. Ujrzawszy, że jego działanie nie przynosi zamierzonych skutków rzucił się na łóżko.
- Skoro ty nie wychodzisz to ja zostaje. - Rzucił niedbale i zaczął szukać pilota do telewizora. Mrucząc co chwila do siebie o chowaniu przed przyjaciółmi rzeczy. Po chwili znalazł zgubę i włączył stojący naprzeciwko łóżka wielki, plazmowy telewizor.
- Zgaś to. - Powiedział Jack po ogłuszającym strzale, który wystąpił w jakimś dennym serialu.
Przyjaciel westchnął głośno i wykonał polecenie. Chce mu pomóc a on go zbywa. Co za człowiek.
- O co poszło? - Zapytał się z zaciekawieniem ale i smutkiem. Wiedział, że tych dwoje pasuje do siebie niemal idealnie. Gdyby ktoś mu wcześniej powiedział, że ta dwójka zerwie ze sobą wyśmiał by go w twarz. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Przecież nic a nic nie wskazywało na rozstanie. W dodatku widział ich ostatnio. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Razem. Nie to musiał być jakiś żart, bo niby co mogło rozdzielić dwójkę osób tak szaleńczo zakochanych w sobie?
- Szkoda gadać. - Mruknął podnosząc się na łokciach.
- Gadaj, i tak teraźniejsza sytuacja należy do tych, o których raczej się nie wspomina, gdyż leżenie razem w łóżku niektórym inaczej się kojarzy niż jest w rzeczywistości.
- Wiesz...
Jerry przerwał szybko wypowiedź przyjaciela i powiedział:
- Nie wiem, więc łaskawy pan mógłby mnie doinformować.
- Dobra, dobra. Poddaje się. - Powiedział unosząc ręce wysoko w górę w geście bezradności i odpuszczenia. - Znasz Alice?
- No tak. Ta wariatka co za tobą łazi i przyjaźni się z Jessicą?
- Dokładnie. Nie uwierzysz ale ta idiotka wymyśliła sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i wysyła mi co chwila jakieś głupie wiadomości. Jeden z nich przeczytała Kim a dalej możesz się domyślić.
- Co ona napisała? - Zapytał się zdziwiony chłopak.
Jack prychnął i zaczął mówić cienkim głosem, należącym do wkurzającej Alice.
- Kochanie. Nasza noc była wspaniała. Wiem, że musimy trzymać nasz związek w sekrecie. Nie martw się nie zdradzę nikomu naszej słodkiej tajemnicy. Kocham cię. Buziaczki misiu.
Jerry spojrzał zszokowany na przyjaciela. W przeszłości zdarzały się zakochane laski. Większość z nich była tymczasowa. Były strasznie nachalne. Liściki, bukieciki i inne pierdoły. Zazwyczaj chłopakom to pochlebiało w końcu była to oznaka, że są atrakcyjni. Takie jakby dowartościowanie się. Choć nie było to potrzebne, znali swoją wartość. Byli bardzo podobni. Niczym bracia. Oboje bardzo przystojni, zabawni, inteligentni, czasami aroganccy, bardzo wysportowani, utalentowani no i skromni. Nic dziwnego, że mieli powodzenia wśród płci przeciwnej.
- No właśnie. Jeszcze w dodatku nie mogłem nic wytłumaczyć.
- Spotkaj się z Kim. Zrozumie, że to nie twoja wina tylko tego pasożyta.
- Jak ona nie chce się ze mną widzieć. - Powiedział i oparł głowę na dłoniach.
- Fatalnie. - Podsumował Jerry i poklepał przyjacielsko chłopaka po plecach.

* * *

Pewna para przyjaciół spacerowała właśnie w pobliskim parku. Towarzyszyły im dwa rozbrykane psy, które co chwila przymilały się do swoich właścicieli albo biegały. Dróżki wiły się między drzewami z zielonymi listkami. Pobliskie kwiaty wypełniały swoim pięknym zapachem powietrze. Niebo pokrywały pojedyncze chmury a delikatny wiatr głaskał twarze przechodniów. Pogoda była wprost wymarzona. Blondynka co chwila śmiała się, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Wiesz co? Myślałam, że będę w rozsypce ale nie jest tak źle. - Stwierdziła dziewczyna miętoląc zielony liść zerwany z drzewa. Mogła tego nie mówić, bo od razu trochę posmutniała. Wcześniej próbowała nie myśleć o tym. Ten temat był tematem tabu. Nie miała ochoty tego wspominać, gdyż każde wspomnienie budziło w niej ten sam ból co na początku. Niektóre noce były bezsenne, nieprzespane, pogrążone w ciemności łzy moczyły twarz blondynki. Drake jej pomagał. Gdy była z nim tak jakby zapominała. Chłopak miał w sobie tyle energii!

Chłopak uśmiechnął się.
- Mam dobry wpływ na ludzi.
- Niech zgadnę: wszyscy ci to mówią? - Zapytała się dziewczyna unosząc brwi.
- Tylko ja sobie przed lustrem. - Dziewczyna zaczęła się śmiać a chłopak uśmiechnął się łobuzersko. - Wiesz co lubię?
- Hmm - dziewczyna udała, że się zastanawia i przyłożyła palec do brody - Lubisz jeść, śmiać się, żartować... dokuczać mi.
- To też. Ale chodziło mi o to, że lubię twój śmiech.
- Aż tak lubisz patrzeć na moje krzywe zęby?
- Tak, aż tak bardzo. Mam pomysł! - Głowę miał pełną pomysłów, więc to nie była nowość, że znowu wpadł na jakieś coś ''genialnego'' - Kto ostatni dobiegnie do pobliskiego sklepu, kupuje zwycięzcę... hmm... paczkę żelków!
Żelki kojarzą jej się z ... Nie, nie! Już zapomniała. To czemu o nim myśli?! Te czekoladowe oczy, szczery i powalający uśmiech. Włosy roztargane ale w jakiś magiczny sposób wyglądające, jakby wyszedł przed chwilą od fryzjera. Jack... NIE! Koniec. To już powinno się skończyć. Nie, nie powinno. Skończyło się. Dlaczego w dalszym ciągu myśli o nim? Przecież miał to być definitywny koniec. On pewnie dał sobie z nią spokój. To po co wysyła te durne wiadomości?! Dlatego, że ona z nim zerwała a nie na odwrót? Przecież byli razem, było idealnie. BYŁO. Właśnie - było.
- Kim, pośpiesz się, chyba, że masz za dużo kasy albo nawet nie próbujesz konkurować z tak powalającą osobą!
- Konkurować z twoim ego? Nawet bym nie śmiała! Nikt nie miałby szans! - Krzyknęła uśmiechając się trochę nieobecnie, ponieważ przed oczami wciąż miała uśmiechniętą się, słodką twarz chłopaka o czekoladowych oczach, której nie była w stanie pozbyć się z pamięci.


                                            

Rozdział napisany już wcześniej, lecz jakoś nie dodałam.
Miałam w planach dodać ten + 31 lecz nie dam rady.
Może w niedzielę [o ile nie zostaniemy na noc u siostry ciotecznej, ma jutro 18] dodam.
Zobaczymy jeszcze jak to będzie... :)
Do następnego! :)
P.S. Myślę, że w nast. rozdziałach nowe wcielenie Jack'a wam się spodoba :3333
Bad boy wkracza do akcji hihi ^^

Do zobaczenia/napisania kochani! :D 



Uwielbiam tą piosenkę *.*

4 komentarze:

  1. Boski...
    Jeju jaki Jack biedny ;o
    czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny. :D
    Ale szkoda mi Jacka i Kim.:/
    Powinni znowu byc razem. ;)
    Pozdrawiam, Paciaa. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Niee, tylko nie ćpun na motorze w czarnych ciuchach! Tak jest wszędzie! Przecież chłopcy nie angażują się w związek aż tak bardzo jak dziewczyny (co nie oznacza, że masz zmienić Kim w plastika). No nie wiem.. zrywa ze mną chłopak - robię wszystko żeby go odzyskać, bo wiem, że ktoś mnie wrobił i oboje cierpimy. Tymczasem Kim ściga się po żelki, a Jack zamienia się w pokrzywdzonego chłopczyka ;-; Logika ludzi.
    Ogólnie rozdział bardzo mi się podoba. Dobrze napisany, ciekawy i wciąga czytelnika. Ale zmiana Jacka na bad boya jest w każdym opowiadaniu, takie jest moje zdanie. Piszesz o słodkiej parze, a gdy zrywają jedno musi być tym złym?
    Czekam na nn^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram Idę; zmienianie głównego bohatera w jego przeciwieństwo tylko dlatego, że został zraniony, na dłuższą metę się nie sprawdzi, a i ból przez to nie zniknie.
    Taa, biegnij, Kim, biegnij, żelki czekają. W tym momencie chętnie postawiłabym jej nogę, niech leży jak długa i zrozumie, że Jack do niej pisze, bo cierpi i chce wszystko naprawić.
    Drake nie będzie raczej chłopakiem na pocieszenie, a dobrym kumplem.
    Jerry, myśl, nie wiem, ukartuj "przypadkowe" spotkanie Jack'a i Kim, niech chłopak wszystko wyjaśni, a nie zmienia się w złego.
    Zauważyłam kilka błędów, ale są to raczej literówki, nie czepiam się ;)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń